Norah Jones „House of Blues” (bootleg 2010). Raczej nie pieśni, raczej songi, małe suity piosenkarskie. Najbliżej soulu, choć nie tego drapieżnego. Miły głos, własny akompaniament fortepianowy, dyskretny zespół towarzyszący. Najbliżej Niny Simone, na moje ucho. Najlepiej zapamiętany – „Tennessee Waltz”.: