Helmut Walser Smith, Kręgi przemocy:
Bardzo szczegółowa analiza rzekomego mordu rytualnego w Konitz (Chojnice) w roku 1900. I wypływające z niej szerokie wnioski dotyczące prześladowań Żydów.
Cytaty:
… opierała się na dawnym przesądzie o mordzie rytualnym. Zgodnie z nim każdego roku z okazji Paschy Żydzi mieli mordować chrześcijańskie dzieci, a ich krwi używać do wypiekania macy. Chodziły słuchy, że Żydzi są spragnieni chrześcijańskiej krwi, a mordy rytualne planują z dużym wyprzedzeniem.
Czterdzieści lat po tym, jak uczestnicy rozruchów w Konitz skandowali „śmierć Żydom!”, rząd nowoczesnego państwa, wspomagany przez grono chętnych do pomocy katów oraz zwykłych ludzi, podjął próbę wcielenia tej groźby w życie: najpierw podczas kierowanego przez władze ogólnokrajowego pogromu w noc kryształową (9 listopada 1938 roku), gdy rozbijano witryny żydowskich sklepów, podpalano synagogi, a samych Żydów bito i mordowano; następnie przy pomocy szwadronów śmierci zwanych Einsatzgruppen i specjalnych oddziałów policji, które podczas drugiej wojny światowej z niesłychanym okrucieństwem dokonywały czystek w żydowskich miasteczkach i wioskach we wschodniej Europie, a także przy użyciu metod przemysłowych, najpierw dość prymitywnych, lecz z czasem coraz bardziej wyrafinowanych, które z obozów w Chełmnie, Bełżcu, Sobiborze, Treblince, na Majdanku i w Auschwitz uczyniły prawdziwe fabryki śmierci.
Pracowali głównie w handlu, poczynając od zamożnych biznesmenów, na właścicielach skromnych sklepików kończąc, a także w wolnych zawodach, jako prawnicy, lekarze, pisarze, dziennikarze i rzemieślnicy. Żydzi i chrześcijanie współdziałali ze sobą w życiu publicznym i w interesach, choć nie zawsze harmonijnie. Z reguły te pozytywne stosunki nie przekładały się na sferę prywatną. Jak wiemy z pamiętników z tego okresu pisanych przez Żydów, chrześcijanie rzadko zapraszali ich do swoich domów.
Szczególnie w miastach wielu Żydów albo stawało się obojętnych religijnie, albo było tak zwanymi kilkudniowymi Żydami, którzy chodzili do synagogi jedynie w okresie Jamim Noraim, czyli w Dni Pokuty.
Po raz pierwszy terminu „antysemityzm” użył we wrześniu 1879 roku Wilhelm Marr, który nadał swojej organizacji politycznej miano Ligi Antysemitów[59]. Sfrustrowany i zmagający się z różnymi niepowodzeniami życiowymi Marr liczył, że uda mu się zmierzyć z „kwestią żydowską”, uderzając w zupełnie nowy ton, odmienny od dotychczasowych prób podejmowanych w ramach tradycji chrześcijańskiej. Zamiast domagać się asymilacji Żydów, całkowicie ich odrzucał; zamiast próbować ich nawracać, ogłosił Żydów nieprzejednanymi wrogami nie tylko chrześcijaństwa, ale również niemieckości. Tym samym Marr zamienił antysemityzm, dotąd ograniczający się do wymiaru religijnego, w nienawiść na tle rasowym.
Heinricha von Treitschkego, który w 1871 roku opowiedział się za zjednoczeniem Niemiec przez Bismarcka „krwią i żelazem”. Przez całe lata siedemdziesiąte XIX wieku Treitschke popierał ataki Bismarcka na katolików, ale kiedy w 1879 roku polityka Kulturkampf dobiegła końca, zwrócił swoje polemiczne ostrze przeciwko Żydom. „Żydzi są naszym nieszczęściem”, obwieścił w głośnym tekście na łamach „Preussische Jahrbücher”
Prawdziwym autorem opowieści jest nie tylko ten, kto ją opowiada, ale również – niekiedy nawet w jeszcze większym stopniu – ten, kto jej słucha. Gérard Genette
Ostatni rok XIX wieku obfitował w wydarzenia. Po raz pierwszy w historii rozświetlono światłem elektrycznym ukończoną przed jedenastoma laty wieżę Eiffla, co stanowiło zapowiedź nadchodzącego postępu technicznego. Wielbiciele szybkości mogli odpalić uruchamiane na korbę silniki Daimlera i wyjechać automobilami na zakurzone drogi, aby wziąć udział w wyścigu na trasie Paryż – Lyon. Ferdinand von Zeppelin wypuścił w powietrze pierwszy ze swoich słynnych sterowców, który zawisł wysoko nad Jeziorem Bodeńskim, a pod koniec roku Max Planck ogłosił teorię kwantów i tym samym otworzył drogę przed kolejnymi fizykami, w szczególności Albertem Einsteinem, do odkrywania dalszych tajemnic wszechświata. Nastał czas optymizmu, a nawet bezkrytycznego samozadowolenia, i zapanowało powszechne przekonanie, że dzięki rozumowi ludzie przezwyciężą wszelkie przeszkody, pokonają uprzedzenia i przesądy.
Antysemiccy dziennikarze w Konitz czerpali z całego zbioru rozmaitych historii, które opowiadali sobie mieszkańcy miasta. W tym sensie, szczególnie w odniesieniu do końcowych partii opowieści rzeźnika, to właśnie ludność miasteczka dostarczyła głównych składników tej historii. To obywatele Konitz wprowadzali kolejne komplikacje, dodawali wciąż nowych bohaterów i doprawiali wszystko coraz większą liczbą coraz to bardziej makabrycznych szczegółów.
Występujący w postaci podmiotu zbiorowego mieszkańcy miasta jawili się jako prawdziwi śledczy, ci, którzy zbierają dowody, wiedzą, na co one wskazują, i rozumieją to, czego berlińska policja nie jest w stanie pojąć: że to rodzina Lewych zabiła Ernsta Wintera.
Nieustanne przytaczanie opowieści Masloffa i Ross w prasie oraz w gospodach sprawiło, że zakorzeniły się one w umysłach mieszkańców miasta. Stały się częścią lokalnej zbiorowej świadomości, wyobrażenia, a nawet przekonania na temat okoliczności morderstwa.
Do lipca odnotowano kilkuset świadków, którzy zgłosili się na policję oraz do redakcji gazet, aby podzielić się tym, co w związku ze sprawą morderstwa widzieli, słyszeli, a nawet co im się przyśniło[66]. Ich relacje zabierają nas do samego jądra antysemickiej wyobraźni. Część stanowiła niewydarzone teorie na temat tego, jak musiało przebiegać samo morderstwo, inne opierały się na rzekomo podsłuchanych rozmowach, a jeszcze inne zawierały kolejne dowody obciążające tych Żydów, którzy byli już oskarżani o współudział w zbrodni. Zgłaszało się jednak niewiele osób gotowych przedstawić pełną historię mordu rytualnego. Najczęściej ludzie zmyślali drobne fragmenty większej narracji, które dopiero w połączeniu ze sobą tworzyły imponujący, zawiły labirynt opowieści.
Na ogół opowieści tego rodzaju pochodziły z marginalnych źródeł: od pijanego Głupiego Alexa, od nazywanego „wioskowym głupkiem” stróża Winkelmanna, od ludzi w rodzaju Antona Jąkały, z którego uprzedzeń naśmiewali się nawet inni uczniowie, gdy chodził jeszcze do szkoły w Görsdorfie[83]. Niemniej opowieści Głupiego Alexa czy Antona Jąkały po publikacji w prasie nabierały powagi i stawały się częścią narracji o mordzie rytualnym. Dyskutowano o nich w gospodach oraz na ulicach tak jak o relacjach innych świadków, a kolejne ich wersje dokładały wciąż nowe elementy do zbiorowej świadomości okolicznych mieszkańców.
… widać już w ogólnym zarysie główne motywy, które przez wieki będą stanowić o sile tej opowieści, a mianowicie że Żydzi zabijają przed Wielkanocą chrześcijańskich chłopców, że z powodu nienawiści do chrześcijan torturują ich dzieci, że zabójstwo było odwzorowaniem śmierci Chrystusa, że Żydzi stanowią nie tylko odwieczne zagrożenie, lecz także bezpośrednie niebezpieczeństwo, wreszcie – że zamordowany chłopiec, jako chrześcijański męczennik, dokonywał cudów.
… judaizm uznaje krew wszelkiego rodzaju za nieczystą i zarówno Tora, jak i Talmud surowo zabraniają jej spożywania.
Dzięki wynalezieniu prasy drukarskiej dotyczące sprawy „fakty” można było rozpowszechniać (za pośrednictwem kronik, broszur i ulotek) o wiele łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej. Oskarżenia o mordy rytualne nie ograniczały się odtąd do zasłyszanych pogłosek i plotek, stały się bowiem częścią znacznie bardziej wiarygodnych źródeł drukowanych
A zatem katolicyzm na niezliczone sposoby (za pomocą obrazów, przedstawień teatralnych, publikacji oraz kaplic wznoszonych w miejscach kultu) kształtował przesądy wiernych. Niewykluczone, że wiele tych przesądów przetrwało, ponieważ były przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie, jednak z pewnością zostały rozbudzone na nowo za sprawą katolickiego ożywienia religijnego, w ramach którego usiłowano przedstawić mękę Chrystusa oraz licznych świętych jako wydarzenia mające bezpośredni wpływ na wierzących. I nawet gdy władza kościelna oficjalnie zachowywała dystans wobec oskarżeń o mord rytualny, katolicy z lokalnych społeczności, zarówno duchowni, jak i laikat, wciąż wysuwali je przeciwko ludności żydowskiej.
W Polsce, podobnie jak w katolickich Niemczech, publikacje krążące wśród wykształconych elit przedstawiały oskarżenia o mordy rytualne w jeszcze ostrzejszym tonie i podkreślały ich powszechne występowanie. Ze wszystkich broszur i paszkwili pisanych przeciwko Żydom największą sławą cieszyła się praca Proces kryminalny o niewinne dziecię Jerzego Krasnowskiego, która wyszła spod pełnego jadu pióra księdza Stefana Żuchowskiego. Wydana w 1713 roku publikacja relacjonowała oskarżenia wysunięte przeciwko sandomierskim Żydom, którzy następnie zostali poddani torturom i straceni
Z kolei antysemiccy autorzy pokroju Rohlinga bez najmniejszych zahamowań popularyzowali oskarżenia o mord rytualny. Przy tym nie tylko podchodzili w bezkrytyczny sposób do tekstów źródłowych, ale niekiedy nie znali nawet hebrajskiego. Tak było chociażby w przypadku Hipolita Lutostańskiego, polskiego księdza katolickiego, który został suspendowany po tym, jak oskarżono go o próbę gwałtu, i postanowił zarabiać na życie pisaniem antysemickich pamfletów. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku jego publikacje cieszyły się dużą popularnością, niewątpliwie za sprawą wizerunku, który sam stworzył, udając – ubrany w tałes i tefilin – że studiuje Talmud. Gdy jednak wydawca żydowskiej gazety pozwał go do sądu, stało się oczywiste, że Lutostański nie czyta po hebrajsku; nie potrafił nawet odcyfrować alfabetu hebrajskiego
Szacuje się, że w 1881 roku doszło do dwustu pięćdziesięciu dziewięciu osobnych pogromów, w trakcie których Żydzi byli zabijani, bici i okaleczani, a żydowskie kobiety gwałcone. W ich wyniku dziesiątki tysięcy Żydów zostało pozbawionych dachu nad głową, a straty spowodowane zniszczeniami sięgały milionów rubli[103]. Podobnie jak średniowieczne masakry Rindfleischa i Armledera, pogromy wywołały u ocalałych głęboką traumę i skazały społeczność żydowską na tułaczkę w poszukiwaniu nowego miejsca do życia.
… a plotek, gdy już raz znalazły się w przestrzeni publicznej, nie dało się łatwo zdementować.
Ponadto oskarżenia o mordy rytualne pozwalały nieraz odwracać uwagę od czynów, które budziły jednocześnie fascynację i odrazę w europejskim społeczeństwie przełomu wieków, a mianowicie od morderstw na tle seksualnym. Żydzi jako źródło zagrożenia seksualnego to stary motyw wszelkich antysemickich wyobrażeń. W 1888 roku powrócił on na nowo w związku z głośną sprawą Kuby Rozpruwacza. Według jednej z teorii, propagowanej głównie przez wiedeńską prasę, Kuba Rozpruwacz mógł być Żydem z Europy Wschodniej i zgodnie z nakazami Talmudu mordował chrześcijańskie dziewczęta, z którymi utrzymywał kontakty seksualne[125]. Choć hipoteza ta nie przekonała mieszkańców ówczesnego Londynu, zyskała znaczną popularność w środowisku kulturalnym Europy Środkowej.
Podobny schemat widzieliśmy już wielokrotnie: po pierwszym pomówieniu zaczynają się nawarstwiać kolejne oskarżenia, które wzbogacane są o coraz nowsze szczegóły. Z czasem atakowanie jednego z żydowskich sąsiadów przychodzi z coraz większą łatwością. Ten wzór zachowania był zresztą widoczny nawet dla żyjących wówczas osób. „Ludzie tworzą sobie w głowie jakiś obraz”, skarżył się sędzia Brixus, „po części na podstawie własnych doświadczeń, które potem stopniowo wpisują w powstałe wyobrażenie i dodają do niego to, co usłyszeli od innych”[134]. Z upływem czasu, jak zauważył sędzia, ludzie stają się coraz bardziej szczegółowi i precyzyjni w swoich opowieściach, ponieważ coraz mocniej wierzą w wytwory własnej wyobraźni
Na pierwszy rzut oka może się wydać dziwne, że akurat dziewczęta, które żyły tak blisko z żydowskimi rodzinami, postanowiły oskarżyć znajomych ludzi o tak nieprawdopodobny czyn jak mord rytualny. Bliskość fizyczna nie musi jednak wcale oznaczać emocjonalnej zażyłości czy nawet zaufania. Mało tego, pod koniec XIX wieku służące coraz częściej znajdowały się na marginesie życia rodziny z klasy średniej: nie jadały posiłków z jej członkami, mieszkały z reguły w małym, osobnym pokoiku, zwykle przy kuchni. Na ich barkach spoczywał ciężar całej pracy fizycznej w gospodarstwie, ponieważ status kobiety z klasy średniej nie pozwalał jej wykonywać obowiązków domowych. A zatem relacja pomiędzy służącą a jej panią opierała się nie tylko na bliskości, lecz również na skrajnych nierównościach[13]. Donosy pozwalały odwrócić tę nierównowagę sił, często z katastrofalnymi skutkami dla średniozamożnych żydowskich rodzin.
Retoryka nowoczesnego antysemityzmu przedstawia Żydów jako grupę ludzi o olbrzymiej władzy, którzy kontrolują prasę, wymiar sprawiedliwości i świat finansów i wykorzystują swoją dominującą pozycję na różne przebiegłe sposoby: na przykład udzielając wieśniakom pożyczek na lichwiarski procent i wspierając się nawzajem w interesach. W Konitz, podobnie jak w wielu małych miasteczkach i dużych miastach w całych Niemczech, ten obraz potężnego, knującego Żyda odcisnął silne piętno na wyobraźni społecznej. Był rozpowszechniany w gazetach i za pomocą ulotek, przez księży z ambon i przez nauczycieli w salach lekcyjnych. Na co dzień spotykano się z nim na ulicach.
Choć koncepcje Eulenburga były wypaczone przez powszechne wówczas uprzedzenia – naukowiec uważał, że szczególną podatność na „halucynacje ze skutkiem wstecznym” wykazują „ludy prymitywne”, przedstawiciele „słabiej rozwiniętych ras”, a także kobiety i nieokrzesani mężczyźni – poruszają one poważny problem. „Błędne rozpoznanie źródła” – jedna z najczęstszych i najlepiej udokumentowanych przyczyn zniekształcenia wspomnień – mogło zamienić małomiasteczkowe, mgliste plotki w twardą materię indywidualnej pamięci
Systematyczną grabież języka można rozpoznać po tendencji posługujących się nim osób do rezygnacji z jego zniuansowanych, złożonych, akuszeryjnych właściwości na rzecz groźby i podporządkowania. Opresyjny język nie tylko reprezentuje przemoc, lecz także sam jest przemocą; nie tylko reprezentuje ograniczenia wiedzy, lecz także sam ją ogranicza.
10 lipca 1941 roku w Jedwabnem rozegrały się przerażające sceny. Miasteczko, które wcześniej leżało na terenach okupowanych przez Sowietów, nagle znalazło się pod kontrolą Niemców, którzy w ramach planu ostatecznego rozwiązania postanowili wymordować lokalnych Żydów. Polscy mieszkańcy Jedwabnego nie tylko na to przystali, ale też sami podjęli się wykonania tego zadania. Uzbrojeni w siekiery i nabite gwoźdźmi kije zgromadzili kilkudziesięciu Żydów i biciem zmusili ich do przeniesienia na wskazane miejsce ciężkiego pomnika Lenina. Następnie kazano im wykopać głęboki dół, do którego wrzucili pomnik; kiedy się z tym uporali, Polacy zabili ich siekierami, a zmasakrowane ciała zepchnęli w głąb dołu. Później tego samego dnia Polacy otoczyli pozostałych Żydów i zaczęli bić ich bez litości, po czym stłoczyli ich wszystkich w stodole, którą oblali benzyną. Następnie podłożyli pod nią ogień i zamkniętych w niej ludzi spalili żywcem
Mężczyźni tworzący najbardziej agresywny trzon grupy byli zazwyczaj młodymi robotnikami i rzemieślnikami wolnego stanu, którzy pochodzili z niższych warstw społecznych i nierzadko mieli już na koncie pobyt w więzieniu. „Najmniej licznie [wśród uczestników zamieszek] byli reprezentowani płatnicy podatków”, pisał von Zedlitz. „Motłoch w Konitz tworzyli w głównej mierze wszelkiej maści próżniacy, niedorostki imające się prac tymczasowych i służący wałęsający się po ulicach bez pozwolenia swoich panów”[15]. Ale kierujący nimi gniew udzielał się również szerszej grupie uczestników zamieszek, którzy rzucali kamieniami i bezcześcili miejsca kultu religijnego.
Różnice pomiędzy chuliganami na ulicach a liderami lokalnej elity sprowadzały się jedynie do formy wyrażania poglądów, a nie samej ich istoty. Uczestnicy zamieszek, składający się w większości z robotników rolnych, czeladników, praktykantów i robotników fabrycznych, dawali upust swoim emocjom poprzez brutalne i zdecydowane działania: rzucali kamieniami, obijali ściany domów kijami, grozili przemocą fizyczną. Tymczasem szanowani notable w średnim wieku, wystrzegając się towarzyszącego tłumowi chaosu, woleli wydawać spokojne w tonie antysemickie rezolucje[22]. Uczestnicy zamieszek przedkładali czyny nad słowa, podczas gdy przedstawiciele klasy średniej uważali, że już same słowa potrafią – jak wyraził się niegdyś Louis Althusser – ciąć ostro niczym nóż.
Gdy jednak władze postanowiły rozpędzić tłum, grożąc nawet otwarciem ognia, więzi uległy wzmocnieniu i w momencie kryzysu większe grono obserwatorów opowiedziało się po stronie demonstrujących. Pod wpływem emocji wyłoniła się wspólnota, w której skład wchodzili Niemcy i Polacy, protestanci i katolicy, chłopi i robotnicy, drobni urzędnicy i sklepikarze, rzemieślnicy oraz terminujący u nich uczniowie, kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi. W żadnym razie nie obejmowała ona jednak przedstawicieli władz, o Żydach nie wspominając. Tworzących tłum chrześcijan łączyła nie tylko wspólna niechęć wobec władz oraz Żydów, ale również żądza zemsty. W tym sensie moment kryzysu, który doprowadził do skonsolidowania wspólnoty demonstrantów, dał również początek bardziej radykalnym przekroczeniom norm społecznych, w tym próbom podpalenia synagogi i groźbom linczu. Te akty rytualne, o znaczeniu głównie symbolicznym, odsłaniają głębszy sens samych zamieszek.
W wielu miastach, spośród których najsłynniejszy jest przypadek Norymbergi, świątynie chrześcijańskie wzniesiono w miejscach dawnych synagog lub spustoszonych gett, na gruzach dzielnic żydowskich zniszczonych częściowo przez masakry, a częściowo strawionych przez pożary w okresie czarnej śmierci
Nawiązanie do teatru nie jest tu wyłącznie metaforyczne, lecz odzwierciedla raczej pewną logikę zdarzeń. Zachowaniami i gestami ludzi znajdujących się na ulicach Konitz rządziły reguły spektaklu i widowiska teatralnego, włącznie z użyciem tak nośnych znaczeniowo elementów jak ogień i kamienie, a także z wykorzystaniem znanego od pokoleń scenariusza mordu rytualnego. Przedstawienie nabiera jednak istotnego znaczenia dopiero wtedy, gdy scenariusz z przeszłości łączy się ze współczesną improwizacją, a zarówno aktorzy, jak i publiczność zatracają się w dramacie. W tym sensie przedstawienie wywołuje prawdziwe emocje – gniew tłumu, żądzę zemsty – które wcześniej zostały wyuczone i opanowane niczym podczas prób scenicznych
W przypadku zamieszek słowa nie zabijały, ale odtwarzały i kreowały pewien spektakl, którego tematem był mord rytualny. Przy czym to nie Żydzi dokonywali mordu rytualnego, lecz ich chrześcijańscy oskarżyciele.
W okresie międzywojennym antysemityzm był wszechobecny w całej Europie Środkowej, a Żydzi uważali, że znacznie mocniej objawia się on wśród Polaków niż Niemców.
Chojnice to obecnie spokojne polskie miasteczko. Nie ma w nim już ani żydowskiego, ani protestanckiego cmentarza. Zniknęły również stojąca blisko Jeziora Zakonnego synagoga oraz kościół protestancki z rynku, zostały po nich tylko szare kontury będące śladem dawno zapomnianego pejzażu miasta. Nawet jezioro zostało osuszone. Ale dom Adolpha Lewy’ego wciąż stoi, podobnie jak dawny dom Gustava Hoffmanna, na obydwa zaś cień rzuca bryła kościoła katolickiego, z którego ambony od stuleci podsycano legendę o mordzie rytualnym.