Jak nie pada, można sobie od biedy wyobrazić, że się chadza po szkockich wrzosowiskach:
Ale jak pada, to już trudno sobie wyobrazić cokolwiek:
Dla TVPInfo o „07 zgłoś się”. Po ciemku, na ulicy, w deszczu. Ale porucznik Borewicz też tak pracował.
Najnowszy coming out. Dziennikarz Marcin Dzierżanowski wyznał mediom, że jest gejem, ale za to katolickim. Zetknąłem się swego czasu z tym miłym, młodym człowiekiem. Mnie posadzili na stołku zastępcy naczelnego, a on był bodaj szefem działu krajowego (kluczowego) we Wprost. Obowiązkowy, punktualny, przygotowany, kompetentny. Dopytywałem go tylko, czy Kapela Feliksa Dzierżanowskiego, radiowa zmora mojego dzieciństwa, to rodzina. Twierdził, że nie. Ale można to gejowi wierzyć?
A poza tym jego gejostwo mniej mnie obchodzi niż to czy lubi kiszone ogórki albo wakacje w Ciechocinku.
Głos na prawicowym portalu Polityce: „Nie mamy znikad pomocy. Z jednej strony sowieci, z drugiej Niemiec, Obama gdzieś zajęty nie wiadomo czym, Regana nie ma, Taczer umarła. Jesteśmy sami!!!!!!!!! Boże ratuj”.
Reżyser Peter Greenaway jedzie na Krym pokazywać swoje filmy. Cóż, ostatnie bywały tak dziwaczne („Pillow Book”), że nikt nie chciał dawać forsy na nowe. Może Rosjanie sypną. Kiedyś robiłem z nim wywiad. Pamiętam w Warszawie, w Bristolu. Mówię coś w ten deseń, że robi filmy z głowy, z wyobraźni. A on wskazuje za okno i pyta: „- A ta cała wasza Warszawa to niby skąd? Przecież tu nie został kamień na kamieniu”. Cóż, przynajmniej wiedział, gdzie jest.
Jacek Kleyff („Rozmowa”):
Niemniej w tym samym czasie dla większości młodych ludzi ze wsi pobór do wojska to był awans. A tym bardziej dla przyszłych pałkarzy z Golędzinowa, czyli formacji matki późniejszego ZOMO, gdzie też szło się obowiązkowo z przydziałowego poboru, tyle że tam dawali jeszcze lepsze jedzenie i wyższy żołd. Dla nich my byliśmy miastowymi „studencikami, kurwa”. Większość chłopaków spoza miast szła do wojska, bo tam codziennie dawali gorącą zupę. Więc jak kazali im bić tych maminsynków, to proszę bardzo, z przyjemnością. No i rozsądź teraz.
Gierek powiedział, że są trzy rodzaje kultury: pierwsza – popierana, czyli chóry, zespoły tańca, festiwal w Opolu, druga – zakazana, czyli drugi obieg, a więc Sacharow, Sołżenicyn, też nasi: Kisielewski, Miazga Andrzejewskiego, a także młodzi dysydenci, pojawił się właśnie Barańczak… Niektórzy byli na pograniczu, jak Teatr Ósmego Dnia, kiedy wystawiał Jednym tchem Barańczaka. A trzecia, pośrodku, jest kultura tolerowana: taka, że nie popularyzujemy jej przed masową publicznością, ale wy tam studenci, wicie, rozumicie, róbcie se tam te, he he he, te swoje kabarety.
Więc jeżeli ktoś mówi, że „Wyborcza” zmonopolizowała opinię, to jedynie bezwiednie przyznaje, że jest najlepsza. Bo jest też „Rzeczpospolita”, jest „Uważam Rze”, gdzie jest pan Ziemkiewicz ze swoją obsesją, że jeśli niemal w każdej publikacji nie użyje kilkakrotnie słów „Michnik” oraz „Gazeta Wyborcza”, to chyba moczu nie będzie mógł oddać.
Tangerine Dream „Kafka. The Castle” (2013). To jest jakiś pomysł: soundtrack do powieści. Przełożyć „Zamek” na syntezatory? Czemu nie? Można przekładać wszystko na wszystko. Czy ta muzyka jest mroczniejsza niż inne dokonania Tangerine? Nie bardzo. Rozlane, szerokie plamy dźwięku, rozciągnięte akordy. Coś mi się wydaje, że ta muzyka do innych arcydzieł też by pasowała:
Aaron Novik „Secrets of Secrets” (2012). Dla mnie – o jeden most za daleko. Judaistyczna medytacja rozpisana na kilkanaście instrumentów, co w żaden sposób się nie zbiega w całość. Ani to jazz, ani folk, ani klezmerstwo, choć echa tego wszystkiego da się wychwycić. I jak to się ma do rozważań nad Torą czy Talmudem? Muszę więcej ćwiczyć: