Harcerzyki przeciw głowicom

Rodzimym dostawcom prozy kryminalnej pospolite zabójstwo to mało. Stanowczo zbyt mało. Więc Adam Karczewski uprawia symulację: co by było, gdyby… Z pogranicza wielkiej polityki i gangsterski. Co by było, gdyby Radzieccy rozparcelowani u nas po cichu w dobie kryzysu kubańskiego kilka głowic nuklearnych. Tak na wszelki wypadek. I gdyby te głowice się przeleżały, i gdyby teraz ktoś chciał je wyjąć i zaszantażować władze kraju.
Zaszantażować całkiem łatwo, bo sfery polityczne i świat przestępczy – ten elitarny, ma się rozumieć – przemieszały się dokumentnie. Szanujący się bandyci nie utrzymują się już z parcelacji marihuany i wymuszeń na kramarzach. Oni parkingi opłacają z diet sejmowych, a żyją z czynszów za ekskluzywne lokale, które w porę – za tę forsę ze spirytusu i narkotyków – zgodnie z prawem nabyli. A kupić lub zastraszyć mogą każdego. Najczęściej jednak nie wymagają heroicznych przysług. Ot, jak pewien ważny w danej sprawie marynarz wypuści się na panienki, to taka panienka za drobną opłatą napstryka mu zdjęć. Jak inny ludzki trybik ma chorą córkę, to on już oko przymknie na to czy tamto, byle znalazły się pieniądze na leczenie. Tym sposobem można – wydaje się – dokonywać cudów.
Bo ta sytuacja me też swój rewers. Jak się zamierza zaszantażować władze kraju głowicami jądrowymi, to trzeba uruchomić ogromną ludzką maszynerię. Przykładowo: puścić w teren tępaków, co za cały życiowy dorobek mają mięśnie wypakowane na siłowni i staż ochroniarza w dyskotece w gdańskiej Oruni. A oni do koronkowej roboty się nie nadają. Trzeba współpracować z pijanymi marynarzami i rosyjskimi prostytutkami. A to przecież żywioł nieobliczalny. Trzeba uruchomić lokale operacyjne – niby dyskretne, na przedmiejskich uliczkach, ale i one mają wścibskich sąsiadów, co to lubią się podlizać policji.
Poza tym w Polsce nie brakuje jeszcze harcerzyków. Takich co to na serio wzięli jakieś tam patriotyczne bla, bla, bla i dostali na tym tle szczękościsku. Wrogom Najjaśniejszej nie popuszczą. Raz jest to zasuszony archiwista na Rakowieckiej, co trafi przypadkiem na kompromitujące papiery i nie zrobi z tego oficjałki, ale poda zaufanemu człowiekowi. Innym razem – zwykły trep z garnizonu, który jednakowoż coś tam przysięgał i pamięta. W końcu zuchowaty porucznik WSI, bo jest młody i co mu tam. Jak się tacy zbiorą, zewrą i zorganizują, to i sztabowi przekupnych posłów z armią gangsterów na przyprzążkę dadzą radę. Wychodzi na to, że autor kryminalny Karczewski powtórzył za wieszczem i na przykładzie, co od dawna znamy: „Nasz naród jak lawa…”

Adam Karczewski, Okręt, Wydawnictwo Oficynka, Gdańsk, 2013 LINK

Tygodnik „Uważam rze”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *