Pomyśleliśmy – pojedziemy na Podlasie (no bo dokąd?). Prześpimy się w Białymstoku i ruszymy do miasteczka Goniądz – to na granicy z Mazurami. A miasteczko zawsze kojarzyło się z piosenką Piotra Szczepanika „Goniąc Kormorany”. Ostatecznie to przecież właśnie te okolice. Robimy przystanek w Warszawie. Jakieś muzea, potem siadamy w restauracji na Świętokrzyskiej i Dorota dostaje SMS-a: Piotr Szczepanik właśnie zmarł.
W Muzeum Etnograficznym w Warszawie m.in. ekspozycja poświęcona jeleniowi w kulturze polskiej. Dla zwiedzających panów podstawiono lustro z rogami.:
Codzienne lody – w Tykocinie. Na jednym z domków solidarna białoruska flaga. I najstarszy w Polsce pomnik hetmana Czarnieckiego. Powinien mieć twarz Wiesława Gołasa, który tak pięknie zagrał hetmana w „Potopie”.:
Z poprzedniego wyjazdu. Bodzentyn. Ruina, ale trzyma się nieźle.:
Ciekoty, scheda po Żeromskim. Próbują go tu zagłaskać. Ale jak by wstał z grobu i opisał po swojemu współczesną ziemię kielecką, to by zniknął z pomników jak zdmuchnięty.:
W hotelu w Białymstoku zaczekałem na swój występ w Dwójce. Nie pamiętam już, kiedy to oglądałem ostatnio. I słusznie: po co mam się denerwować. A w Białymstoku to wszystko wzięte w nawias…:
Odsłuchane w samochodzie.:
Hercules Poirot wraca z emerytury. Aktor zabija przypadkowa osobę, żeby zrobić próbę przed właściwym morderstwem. Takie przyzwyczajenie zawodowe…