Godzina piąta, minut trzydzieści…

Aby uniknąć upałów, zerwałem się jak w wojsku. Oczywiście, całkiem niepotrzebnie. I tak było chłodno, poszedłem bez mapy i zamiast przejść zwyczajowe 10 km, przeszedłem o pięć więcej nie bardzo wiedząc którędy. Jezioro Góreckie patrzyło na to z zimną pogardą:

Interesują mnie bardzo doświadczenia bliźnich, którzy zrzucili kilogramy, więc czasem klikam. Dziś przeczytałem: „>>Schudłam z brzucha<< – mówi Alicja z Bochni.”

W Sejmie premier zagrożony wotum nieufności odpiera zarzuty prezesa. Tomasz Lis uważa, iż to obrona brawurowa. Z kolei Internet podsumowuje Lisa: „To mówiłem, ja, Lis Tomasz, dziennikarz wszech kategorii i wszech czasów. Zaraz jak pojawiły się te obrzydliwe taśmy, to nic nie mówiłem, bo byłem chory. Mam zwolnienie.”

W „Wyborczej” czytam o sprawie „taśm Giertycha”. Przypominam sobie, jak gdzieś na początku lat 90. byłem na zjeździe reaktywującym Młodzież Wszechpolską. Obrady były w dawnym gmachu KC w Poznaniu. Na koniec obrad przewodniczący, młody Giertych (bo był i stary) krzyknął: „- Dziś spotykamy się w dawnej siedzibie PZPR, jutro na ruinach Gazety Wyborczej!” Odpowiedział mu ryk aplauzu.

Cztery sumienne godziny w bibliotece. Na uszach muzyka:
Jarosław Śmietana (zmarło mu się w zeszłym roku, biedakowi): „Polish standards”. Niemęczące, softjazzowe wersje „Dni, których nie znamy”, „Kiedy byłem małych chłopcem…” i podobnych.

J.S. Bach i „Koncerty Brandenburskie”. Oczywiście, przypomina się Gałczyński:

Jest w domu lichtarz nieduży
z wysoką świecą szkarłatną;
ona do koncertów służy,
do dźwięku dodaje światło.

Ty ją zapalasz w godzinie
muzycznej i płomyk świeci
w chwili, gdy z głośnika płynie
Koncert Brandenburski Trzeci.

Radość jak poważny taniec
przesuwa swój cień na ścianach
I pada świecy pełganie
na twarzy Jana Sebastiana

W bibliotece jest mniej romantycznie. Boks o przeszklonych ścianach i duszno, całkiem nie ma czym oddychać. Ale przynajmniej komary nie tną jak w leśniczówce Pranie pod Karwią (zwaną pod dawnemu Kurwią).

Wreszcie Cohen „Concert Live 2009” w Londynie. Artysta przeprasza publiczność, że żyje tak długo.

W lasach: „Kobra” Frederica Forsytha (stosunkowa nowość). Czyta Jan Peszek. Jak to u Forsytha: trochę gotówki, kilku łebskich facetów, dobre planowanie i już można rozwalić światowy rynek produkcji kokainy.

Zaległości poetyckie. W Gazecie Lubuskiej działa kącik literacki czytelników. Wiersze wymierzone są głównie, jak czytam (początek lipca), w układ rządzący Polską. Dłuższy utwór Tomasza Witkowskiego zaczyna się od strofy:

Szarpak dziejów –
jak porcję łajna
wrzucił na stos zastane „dziś”,
czerwone płachty
zjadły swe teksty,
odszedł słomiany Barei miś.
/…/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *