W Gazecie Wyborczej przeczytałem tytuł doniesienia z Katowic: „Górnik, który miał bić penisem po twarzy kolegę z pracy, został zwolniony”. Nie czytałem dalej. To jedno zdanie ustawiło mi dzień.
Poza tym w lesie – dla odmiany – zamiast zwracać uwagę na widoczki, patrzyłem na faktury (drzew).:
Nie oceniajmy za surowo. Kiedyś szlachcic policznował rękawiczką. Górnik nie miał to i złapał co było pod ręką.
Jak rozumiem, najbardziej drastyczne słowo w tej wiadomości to GÓRNIK.
Namyśliłem się: aż taka sensacja to nie jest. Po prostu Masztalski raz jeszcze spotkał się z Ecikiem. O co tyle krzyku?