Polsat z pytaniem, dlaczego ludzie robią sobie te idiotyczne sweet-focie i jeszcze wrzucają to do Internetu. Sięgamy do źródeł. Sweet-focie robiła sobie drużyna Wałęsy z Lechem podczas kontraktowych wyborów. Kto był na zdjęciu z Wałęsą, ten wchodził do sejmu i senatu.
Sweet-focie rodacy robili sobie masowo z polskim papieżem. Papież przechodził wzdłuż szpaleru wiernych, dotknął ręką tu, dotknął tam. A za nim orszak fotografów trzaskał focię za focią. A potem sprzedawał to pielgrzymom, a ci oprawiali i wieszali na poczesnym miejscu. O fociach z białym misiem na Krupówkach nawet nie wspominam, choć papież był w tym względzie traktowany jak ktoś w rodzaju białego misia właśnie.
Dzisiaj focie robi się pod palmą, jak ktoś wyjedzie do Tunezji i wrzuca do sieci. Niech innych szlag trafi z zazdrości. A na „Naszej klasie” na tle nowego samochodu i gustownej meblościanki. Też niech skręca.
Świeżo upowszechniona na multipleksie Telewizja Trwam dba o piar, a „Nasz Dziennik” nie ustaje w drukowaniu płomiennych słów poparcia. Dzisiaj pan poseł Górski: „Muszę przyznać, że w tym pędzącym świecie, pełnym przeróżnych zagrożeń – trwam i nie poddaję się tylko dzięki Telewizji Trwam.” Brzmi to tak jak by poseł bez wsparcia rzeczonej telewizji bał się przejść po pasach na druga stronę ulicy.
Do Radia M. po porannej katechezie telefonuje słuchacz, aby podzielić się własnymi uwagami. I mówi, że to cud za sprawą Ducha Świętego, że się dodzwonił. Po już ze sto razy próbował i nigdy go nie połączyli. Więc on się cieszy, że się dodzwonił. Bardzo się cieszy. I ma w głowie mnóstwo myśli, ale bardzo trudno mu coś powiedzieć. Za to bardzo się cieszy, że się dodzwonił… Tyle.
Papierowe wydanie intelektualnego magazynu katolickiego „Fronda” atakuje czytelnika hasłem wybitym na okładce wielkimi literami: „Gender Srender”.
Niebawem okaże się, czy Księga Henrykowska (zawiera pierwsze zapisane, polskie zdanie) zostanie wciągnięta przez UNESCO do listy najważniejszych dzieł naszej cywilizacji. Nie tak dawno byliśmy w Henrykowie. Ogromne opactwo, częściowo chylące się ku ruinie, do niego doczepiona biedna wioseczka. A w kościele stalle, freski jak marzenie. Oczu nie można oderwać. I to jest element pewnego szaleństwa. Bo cofnijmy się o tych parę wieków, kiedy klasztor budowano. Tu mnisi, w murowanych, ogrzewanych celach, w bajecznie rzeźbionych stallach. I okoliczne chłopstwo, posługujące przy klasztorze (pańszczyzna!), przemieszkujące w lepiankach. Zapewne w gorszych warunkach niż klasztorne zwierzęta hodowlane. Zawsze jak patrzę na taki wyniosły klasztor, pytam, co się stało z tymi lepiankami, które musiały tu stać dookoła? Dlaczego nikt i nigdzie nie próbuje ich rekonstruować, abyśmy mieli pełny obraz zabytku i jego otoczenia?
Z obowiązku kronikarskiego odnotowuję, co pewien internauta wpisał na temat „syndromu polskiego” na kanwie Roty (muzyka: Nowowiejski, słowa: Konopnicka): „Kurewski naród, kurewski lud, kurewski szczep piastowy!”