Dzień osłupiały

„ – jeszcze przychodziły dnie osłupiałe, chorością sine, ckne, stękliwe, oropiałe i zgoła lamentem przejęte, a lodowym światłem mżące – dnie trupie, że ptactwo z krzykiem uciekało do borów, trwożniej bełkotały wody i toczyły się leniwo, jakby strachem stężałe, ziemia dygotała, a wszelaki stwór podnosił czujące, lękliwe oczy na północ – w niezgłębioną topiel chmur…” /Reymont, Chłopi, t.2 Zima/
Dziś atmosferka identyczna jak u klasyka. „Sina chorość” trzykrotnie:

A końcowa część spacerku to już po omacku:

Wczoraj widzieliśmy księdza, który odszedł od kościoła. Odszedł mianowicie od poznańskich dominikanów, u których nawet dziedziniec zamknięty był kratą. Duchowny pokołatał i odszedł. Bo nam się ubzdurało, że w „tę świętą noc” kościoły będą pootwierane. Ludzie po wieczerzy pójdą obejrzeć szopkę, te sprawy. Byliśmy pod bodaj dziesięcioma świątyniami poznańskimi, włącznie z bernardynami, gdzie jest największa w Polsce szopka, i nic. Wszystko zamknięte na głucho, pogaszone. Pan Jezus rodzi się w ciemnościach, w opuszczeniu, za kratą…

Koniec odsłuchiwania: Vincent V. Severski „Nieśmiertelni”:

Szalenie to reklamowane na bilbordach jak Polska długa i szeroka.
Historia wywiadowcza w stylu Forsytha. Polski wywiad zaangażowany w utrącenie produkcji bomby atomowej w Iranie. Akcja skacze od Warszawy przez Sztokholm, Moskwę, Kaukaz do Teheranu. Środowisko szpiegów, specnazu, policji kryminalnej, wywiadu. Autor niewątpliwie pozostaje pod urokiem tych surowych, ale jakże dzielnych ludzi. Choć ich też cieniuje, np. białoruscy agenci to mięczaki i nieudaczniki. Nic dziwnego, że giną. Sporo realiów miejscowych, widać, że autor bywał.
Jak dla mnie najciekawszy był wątek byłego pilota samolotów rolniczych Antek. Wycofanego z zawodu, podobnie jak jego samoloty. I teraz dostaje on szansę powrotu i zarobku, jeżeli wydostanie Antkiem (składakiem) polskich agentów z Iranu.
Nieznośna jest natomiast ta słowiańska czułostkowość, te powłóczyste a porozumiewawcze spojrzenia pełne ukrytych znaczeń, te nagłe a głębokie zamyślenia, to interpretowanie przez jednego agenta, co drugi agent mógł mieć ewentualnie głębinowego do przekazania, kiedy tak tajemniczo się odezwał.
I lektor: Krzysztof Gosztyła. Czyta powoli, z namysłem (dlatego odsłuchiwanie powieści zajęło  mi jakieś 150 kilometrów). Nadinterpretuje. Jeżeli powie, że agent „szedł ulicą”, brzmi to tak,  jak by przechodziła procesja w Boże Ciało.

SBB „Wicher w polu dmie” (składanka 2005). Tytułowy kawałek – rock improwizowany. Skrzypce i gitara napędzane perkusją. Wyjątkowo dobrze się słucha. Zwłaszcza jak się właśnie wróciło z pola, a wiatr faktycznie przewiał. I to „Cięcie”, którego słuchałem jak objawienia, gdy miałem 15 lat. A jego fragment wykorzystali do czołówki Studia 2. W tamtych czasach – też objawienie:

Alfredo Rodriguez „The Invasion Parade” (2014).  Pianista z Kuby. “Afro-Cuban Jazz”. Jego gra spodobała się Quincy Jonesowi. Kiedy chłopak próbował przemycić się do Stanów, policja najpierw go aresztowała, a potem wpuściła do kraju, gdy powołał się na Jonesa. Tę płytę produkuje właśnie Jones. Kawałki latynoskie: prześmiewczo potraktowana „Quantanamera” i wystylizowane „Quizas, quizas, quizas”. Końcowy taneczny numer nazywa się „Cubismo”:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *