Dziś Dzień Kota. My name is Kot. Wiesław Kot. Już miało być świętowane, ale tak niezręcznie położyłem na posadzce torbę z zakupami, że wyskoczyło z niej wino i się stłukło. Czarna rozpacz. Ale po krótkiej naradzie z Dorotą, w trakcie której padło pod moim adresem wiele słów obelżywych, a niezasłużonych, zdecydowałem jednakowoż cofnąć się po zakup. Wychodzę ze sklepu, a tu sąsiad z naprzeciwka stoi i pochyla głowę w niemej rozpaczy. A na chodniku leży stłuczona butelka piwa i szeroko rozlana kałuża. Pech. Musiałem mu przebiec drogę… Ale jego tragedię rozumiałem tego dnia jak nikt inny.
TVN przyjeżdża z pytaniem o brytyjskie filmowe nagrody BAFTA. Paradoksem jest to, że Brytyjczycy nagrodzili głównie Amerykanów. A oni tak maja swoje Oscary. Więc cała zabawa po nic. Ale, niestety, lata 60, kiedy to Brytyjczycy mieli trzy świetne towary eksportowe z zakresu popkultury: królową angielską, Beatlesów i Bonda jakoś nie chcą wrócić.
W NaTemat.pl czytam, że „arcybiskup Wacław Depo chciałby wprowadzenia listy zakazanych mediów. Według częstochowskiego hierarchy Katolicy, którzy np. przeczytają artykuły w zakazanym piśmie, będą musieli się z tego spowiadać.” Popieram w całej rozciągłości. Ale że wiele z artykułów w mediach ściśle katolickich to polemika z artykułami „mętnego nurtu”, więc publicyści katoliccy powinni mieć jakąś dyspensę, żeby jednak mogli to czytać. Ale – co za problem..?
Pani poseł Krystyna Pawłowicz doświadczyła ambiwalencji uczuć. Na tle ministra Zdrojewskiego od kultury. Najpierw, jak wręczał nagrodę Polańskiemu – odraza. Bo nagradza pedofila. Ale jak sypnął 6 milionów na Świątynię Opatrzności Bożej, to spojrzała przychylniej. I teraz ma hamletyczny dylemat. I musi z tym żyć!