I znowu te Jeżyce! Straganiarze z Rynku Jeżyckiego po raz kolejny zwracają się z apelem do straży miejskiej, bo im ubywa klientów. Otóż okoliczna ludność chętnie przychodziła tam na poranne zakupy po zieleninę, ale nie tylko. I tej ludności ubywa z powodu, że między straganami zagęścili się panowie spożywający od rana. Skrzykują się, przeliczają, ile im tam zostało po wczorajszym, planują wyprawy do Biedronki i wymieniają uwagi na tematy bieżące. To odstrasza niektórych nieprzyzwyczajonych, choć właściwie takich w okolicy być już nie powinno. I o to cała afera. Bo na przykład pan Czesiu, którego Dorota pstryknęła z okna, gdy przejeżdżaliśmy dziś rano:
Siedzi sobie wysoko na czymś w rodzaju roweru, pedałuje, koło się kręci i on na tym kole ostrzy noże za umiarkowaną opłatą. Tak od lat. Z tym, że czasem gospodynie domowe widząc pana Czesia pracującego z ostrymi narzędziami, a mocno pod wpływem, doznawały migotania przedsionków. Straż miejska rugowała więc pana Czesia pod pretekstem, że jeździ (?) na rowerze, a nie posiada uprawnień. W dodatku prowadzi (?) pojazd (?) pod wpływem. I pan Czesiu zmuszony był czasowo przemieścić się ze swym interesem na inne rynki, jako to: Wildecki, Bernardyński, Łazarski, Wielkopolski. Ale tam wchodził w paradę innym panom Czesiom, więc musiał wrócić. Ale jak wrócił, to zaraz pretensje nie wiadomo, o co, zaraz ta cholerna straż i tak w koło Macieju. Ale dziś jeszcze pedałował. Ku sobie tylko znanym przeznaczeniom.
Kawałek dalej klub studencki Eskulap też ma problemy, bo miał tam wystąpić Nergal z zespołem. Był to zaledwie jeden punkt na trasie koncertowej promującej singiel „Ora pro nobis, Lucyfer” (Módl się za nami, Lucyferze). Ale pod naciskami występ zespołu przesunięto i nie wiadomo, kiedy (i czy) dojdzie on do skutku. „Nasz Dziennik”: „W związku z tym Sekretariat Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę apeluje o sprzeciwianie się propagandzie satanizmu. Organizacja wzywa do protestowania przeciwko znieważaniu Boga, Maryi Królowej Polski i świętej wiary katolickiej. Jako akt wynagrodzenia Bogu i Matce Bożej za akt bezbożnictwa i bluźnierstwa proponuje publiczną modlitwę różańcową połączoną z rozważaniami.” Podsuwam temat do „rozważań”: do kogo ma się modlić ów Lucyfer? Po lewicy nad niego nie ma już nikogo, a do Pana Boga na prawicy też by pewnie nie chciał. Więc?
W lasach mgliście i deszczowo:
Na polach deszczowo i mgliście:
Więc tylko dwie wizualne ciekawostki. Oto przydrożne pajęczyny, które byłyby niewidoczne, gdyby nie zawiesiła się na nich wilgoć:
I pewien artefakt. Otóż natykam się na niego regularnie na obrzeżach lasów, po których łażę. Kompleksy Wielkopolskiego Parku Narodowego ostatecznie są blisko dość dużego organizmu miejskiego, jakim jest Poznań. Na tym leśnych obrzeżach załatwia się więc różne sprawy. Często dyskretne, poufne. Czasem zostają ślady:
W ramach należnego bezinteresownego piękna: graffiti z Wałów Chrobrego w Szczecinie. Niesie zapewne głębokie przesłanie. Jak odczytam, powiadomię:
Właśnie skończyłem Jo Nesbo „Czerwone gardło”. Zabierałem się do tego, od kiedy odsłuchałem „Człowieka nietoperza”. Ogromnie czytane i nagradzane w Norwegii i całej Skandynawii:
Oczywiście, jest tu inspektor Hole, o którym już nieco wiemy. Samotnik, alkoholik itd. Ale taki jest co drugi bohater tego rodzaju opowieści. Tym razem zainteresowało go, po co ktoś sprowadza do Norwegii karabin typu marlin, używany przez elitę zamachowców. A to wiedzie w przeszłość z czasów II wojny. Dowiadujemy się nieco, ale nie tak znowu wiele o dylematach młodych Norwegów, którzy zdecydowali się walczyć z Rosją po stronie Hitlera w obronie swojej ojczyzny. Ta konstrukcja myślowa jest tak pokrętna, że chciałoby się od razu poczytać na ten temat więcej. Sam kiedyś interesowałem się Hamsunem i jego związkami z hitleryzmem. Ale tu tej wiedzy jest niewiele. Za to znajome perypetie policyjne.
Pytanie: czy opłaca się czytać książkę (dwa popołudnia), żeby nabyć bardzo mglistej wiedzy na temat, iż okupacja w Norwegii była bardziej skomplikowana niż u nas?
I krótkie fragmenty. Mówi inspektor Hole:
W ciągu tych siedmiu lat przesłuchiwałem ludzi, którzy prawdopodobnie są najgłupszymi stworzeniami, jakie w tym mieście poruszają się na dwóch nogach, a mimo to nie spotkałem nikogo, kto by kłamał gorzej niż ty. Być może jestem głupi, ale zostało mi jeszcze kilka komórek mózgowych, które starają się, jak mogą.
I o nowoczesnych metodach śledczych:
… To coś w rodzaju działań FBI, kilka mniejszych nakładających się na siebie grup śledczych, aby uniknąć jednokierunkowego myślenia, z jakim często mamy do czynienia przy tak dużych sprawach. Na pewno o tym czytałeś
–Nie.
– Chodzi o to, że wprawdzie trzeba zduplikować część funkcji i wykonywać być może kilka razy tę samą pracę w grupach, ale nagrodą jest różnorodność kątów widzenia i wybór różnych dróg.
Zabójca:
–Przyszedłem po to, by sądzić. Żywych i umarłych.
Policjantka:
…gdyby człowiek nie posiadał zdolności odczuwania strachu, prawdopodobnie nie przeżyłby ani jednego dnia.
The Beatles „Love”.
Bohaterski remix z roku 2006– wszystkiego po kawałku, czasem przemieszane na zasadzie: każdy kolejny dźwięk z innej piosenki. Trzyma się to całości dzięki temu, że wszystkie te piosenki są doskonale znane. W „Because” słychać brzęczenie pszczół i skowronka. Czasami coś tam puszczane jest od tyłu. Przecież tak eksperymentował i Lennon, gdy grali razem.
Brzmi to trochę śmiesznie, bo do zastosowania pewnych brzmień, instrumentów, cytatów dźwiękowych Beatlesi dochodzili latami. Kiedy zaczynali od nieskomplikowanego rockandrolla, nie śniło im się, że dobiorą sobie smyczki czy sitar. A tutaj wszystko przemieszane – bez linii rozwojowej, przełomowych odkryć. Ot, małpia zabawa dźwiękami. Nie dziwi nawet, że było to sporządzono przez George’a Martina (ich reżyser dźwięku) na użytek cyrku w Las Vegas:
Dauvergne „Concert de Simphonies” – miłe, niezobowiązujące i kojące smyczki.
Ów Antoine Dauverge (1713-1797) starał się umuzykalnić dwór w Wersalu. Najczęściej pracował jako dostawca nut do kolejnych oper komicznych. A tu są zebrane fragmenty na orkiestrę:
Lubię tę książkę Nesbo, to jedna z ulubionych (obok Pentragramu i Trzeciego klucza). Moim zdaniem w tych trzech powieściach Nesbo naprawdę pokazał swój talent. Bo dwie pierwsze (Człowiek-nietoperz i Karaluchy), to była rozbiegówka, poza tym tam się skupił na egzotyce. Z kolei pięć kolejnych to moim zdaniem już tylko odcinanie kuponów (Hole niby to ginie w Upiorach, potem się (w Policji) okazuje, że jednak nie…). Te trzy środkowe powieści to kulminacja całego cyklu.
Nb o ile wiem więcej Norwegów walczyło na froncie wschodnim razem z Niemcami niż u siebie w partyzantce przeciwko nim. A Niemcy mieli do Norwegów dużo sympatii, w przeciwieństwie do takich untermenschen jak my, więc i okazji do tarć było mało (o czymi pisał też Tyrmand, który tam spędził końcówkę wojny). Generalnie tam jak się człowiek nie wychylał, nie był Żydem (a w Norwegii były ich niewielu) albo zbyt otwartym komunistą, to mu okupacja minęła zupełnie spokojnie. Wojsko norweskie się szkoliło w Szwecji do końca wojny i pilnowało norweskiej Arktyki, a okazję do kronik wojennych dawała kompania komandosów (Lingekompaniet), kilkunastu cichociemnych (najsłynniejszy to Max Manus) i lotnicy. Większość narodu siedziała cicho albo współpracowała.
Dopiero po wojnie, jak już trzeba się było rozliczyć ze światem, to się zaczęło szukanie bohaterów. Rozstrzelali Quislinga i paru innych, dzieci po niemieckich żołnierzach posłali do sierocińców, zaczęli inwestować w PR Norwegii jako kraju, który dba o pokój na świecie. Tych kilkunastu z ruchu oporu (nic im nie ujmując) posłużyło krajowi za parawan, za którym się mogło schować sto tysięcy kolaborantów i trzy miliony obojętnych.
Niektórym narodom to się okupacja udała, ale przydawało się jak się było Aryjczykiem. Choć z drugiej strony tacy Czesi …