Drivin’ home for Christmas

W przeddzień Świąt: wszystkim, którzy to czytają – wszystkiego.
Tym, którzy czytali jakiś poprzedni wpis, współczuję zmarnotrawionego czasu. Mam nadzieję, że wyciągną wnioski.

Miałem nigdzie nie łazić, bo duje i zacina. Ale jak pomyślałem, że kolejny dzień w fotelu… Nad jeziorem było w miarę:

W lesie – gorzej:

Potem pstrykałem tylko wyższe gałęzie, bo tylko to było widać:

Wreszcie daleką szosę Poznań-Wrocław. I tych za kierownicą, którzy do domu na Wigilię…:

Na koniec uliczkę, w której zostawiłem samochód:

Zmarł Joe Cocker. Media piszą – jak zwykle – że „legendarny rockman”. Zawsze wtedy mam ochotę poprosić, żeby przywołali bodaj jedną marną legendę związaną ze zmarłym. A oni nigdy nic.
Moje wspomnienie jest takie: rok 1985, kupiłem walkmana za całą pensję asystenta na uczelni. Chodzę i słucham. Zaczepiła mnie staruszka i pyta, gdzie dostałem taki aparat słuchowy, bo ona też nie dosłyszy. A u mnie w słuchawkach Joe Cocker „You can leave your hat on”. O tym, że panienka powinna się rozebrać, ale “kapelusz możesz zostawić”.

Fakt eksponuje tytuł: „Doszło do rękoczynów. Staruszkowie pokłócili się o seks”.
Przez sekundę myślałem, że to my z Dorotą trafiliśmy do tabloidów.

Fronda.pl oburzona, że telewizja nada w Święta program kabaretu Neonówka „Pielgrzymka do miejsc śmiesznych”. Głos internauty: „To co, bojkotujemy? Czy od razu organizujemy krucjatę różańcową?”

Na Fronda. pl niezwykle pouczający wywiad z ojcem Leonem Knabitem, benedyktynem z Tyńca. Co mnie zainteresowało, bo widziałem niedawno, jak mocno go tam lansują. Piszą o o. Knabicie, że to „najbardziej znany w Polsce benedyktyn.” Bo przecież mnichom o nic tak nie chodzi, jak o bycie znanym. Zaraz pomyślałem też: kto jest najbardziej znanym dominikaninem? O. Góra, o. Wiśniewski? Trudno rozsądzić. A kto jest najbardziej znanym cystersem? Bernardynem? Jezuitą? Co do jednego tylko nie ma najmniejszych wątpliwości – kto jest najbardziej znanym redemptorystą.
Ojciec Leon mówi mnóstwo ciekawych rzeczy. Właściwie wywiad należałoby zacytować w całości. Ale choćby:
„Ponieważ w mediach pozakościelnych jest wiele półprawd, przemilczeń i niedomówień, co w efekcie daje sfałszowany obraz rzeczywistości, media katolickie powinny wabić prawdą podaną w sposób zgrabny i atrakcyjny…”
Z tego zdanka wynika, że media katolickie nie kłamią, nie manipulują, uparcie trwają przy prawdzie – najwyżej czynią to mało efektownie. Jak to powiedzieć, żeby nie ranić w samo Boże Narodzenie? Cóż, czy ktoś, kogo od realnego świata oddziela gruba ściana, naprawdę musi wypowiadać się publicznie? I jeszcze pouczać?
Końcowe pytanie i odpowiedź:
„- Znał Ojciec św. Jana Pawła II. Gdyby dziś miał Ojciec wskazać na coś co powinno się zmienić w Polsce, bądź decyzję, która podjęta ucieszyła by Ojca Świętego co by to było?
– Oczywiście, doprowadzić do zmiany władz państwowych.”

Krzysztof Zanussi 2014: „Model kobiety wyzwolonej jest zły. Kulturowo i biologicznie”.
Internet: „Produkcja lodówek wychodzi Ci lepiej”.
Od siebie dodam, że już z końcem lat 80., kiedy Zanussi nakręcił już dobre filmy i zaczął kręcić te drugie, pisałem (w tytułach ogólnopolskich!), że jego możliwości umysłowe są stanowczo przeceniane.

Pewne wydawnictwo powiadomiło, że chce zacytować fragment mojej starej książki w czymś w rodzaju podręcznika szkolnego. Chwilę się wachlowaliśmy, bo nie było wiadomo, kto ma prawa do tego druku. Mnie to było z gruntu obojętne, a nie mogłem sprawdzić, bo książeczki nie mam. Wydawnictwo powiadomiło, że prawa mam ja. Odpisałem:
„Szanowna Pani Redaktor,
wiadomość o nagle nabytych prawach spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Długo nie mogłem się pozbierać, a trauma będzie się ciągnęła do końca życia. Więc jeżeli w związku z tym mogę coś dla Państwa zrobić, padam do nóg. Jeżeli nie – zapomnijmy o całej sprawie.
A fragment wybrali Państwo rzeczywiście przepiękny. Przeczytałem i – nie ukrywam – wzruszyłem się. Postanowiłem, że oprawię go w ramki, a małżonka nauczy się na pamięć i wygłosi gościom podczas ich świątecznych wizyt.”
Wydawnictwo zareagowało cierpko, że cieszą się, iż jestem w dobrym nastroju. Ja:
„Szanowna Pani Redaktor,
ja też się cieszę, że jestem w dobrym nastroju. Jest to zresztą jak dla mnie jedyny powód, aby się cieszyć”.
Na to oni, że podsyłają kwity do podpisu. Nawet bez „pozdrawiam”.
Cóż, nie jestem tak dowcipny, jak mi się wydaje…

Itzhak Perlman „Tradition” (1986). Troszkę wirtuoza z filharmonii, troszkę z weselnego muzykanta. Na cieńszych strunach Perlman wyciąga wyjątkowo żałościwe nuty. Cały smutek, całą melancholię żydowskiego żywota. Bo – wiadomo – „Me yiddishe mame” to nie piosenka dla Rothschilda, lecz dla Tewje Mleczarza:

„A London Concert” (2001). Świadectwo mody na muzykę włoską w XVII-wiecznej Anglii. Sonaty kilku kompozytorów: Handla, Williama Babella, Thomasa Arne, Michaela Festinga… Londyn był wtedy handlową stolicą świata, a miał aspiracje, by zostać także kulturalną. Stąd czerpanie wzorców z miejsc, które już taką stolicą bywały. W sumie – barok międzynarodowy:

2 komentarze do “Drivin’ home for Christmas

  1. Odwzajemniam wyrazy. Nb. jak widać w te Święta też będzie Pan pełnił swoją powinność jako wysłannik Thanatosa. Krzysztof Krauze zmarł, zakładam że stacje zadzwonią.

  2. Transmisja na żywo w Polsacie spod mojego domu.
    20 minut na żywo w TVN.
    Nagrania dla publicznej (tzw. setki), dla Polsatu i TVN-u.
    Ktoś się rodzi, ktoś umiera…
    Dzięki za życzenia.
    Ponury

Skomentuj mszwedowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *