Do woja, marsz do woja…

 

W radiu stara piosenka Billy’ego Joela “Uptown Girl”, a mnie przechodzą dreszcze. Jak byłem w wojsku „na szkółce”, co poranną zaprawę mieliśmy co dnia przy tej piosence. Człowiek wyrwany z betów musiał biegać i ćwiczyć skłony jak wariat. Na chłodzie, czasem w deszczu. Ale potem, kiedy byłem już w przydziałowej jednostce i sam nadzorowałem „szwejów”, to ćwiczyli oni do piosenki całkiem absurdalnej. Do ballady „Brothers In Arms” Dire Straits. Ktoś wytłumaczył komendantowi, iż to się akurat nadaje, bo to o „towarzyszach broni”. Księżyc jeszcze na niebie, żołnierze biegają, z megafonów leci nieskończenie wolna ballada z cudowną partią gitary. Tak, wojsko na pewno jest głupsze od dowcipów, które o nim krążą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *