Parę dni temu zmarł pisarz Marek Nowakowski. Informuje o tym cała prasa, ale szczególnie „Gazeta Polska Codziennie”, która przypomina, że to był jej autor. Pod informacją jednak żadnego komentarza. Pies z tym Nowakowskim, czy jak mu tam, tańcował. Co innego, gdy w informacji pojawi się nazwisko Tusk lub Kaczyński. Natychmiast zgłasza się setka światłych komentatorów.
Raz robiłem z nim wywiad. Były pierwsze lata 90. Nowakowski trzymał w „Wyborczej” odcinkową powieść z życia wschodzącego polskiego biznesu. Nazywała się „Strzały w motelu George”. Gadamy w redakcji, która wtedy gnieździła się w paru klitkach. Ale Nowakowski proponuje zmienić lokal. Prowadzi do takiej sobie knajpy. I zaraz jest inna rozmowa. Zamówił wódeczkę (ja, głupi, jeszcze wówczas nie piłem), gada z szatniarzem, z gośćmi, kelnerami – z wszystkimi na ty. Wywiad poszedł jak z płatka.
Tylko potem coś mu się porobiło. Może w knajpach nie znał już nikogo z imienia?
A propos: M. Laskowska, Przyjmujemy gości, Polskie Wydawnictwa Gospodarcze, Warszawa 1960
„Jeśli przekroczymy budżet na przyjęcie, trzeba zrezygnować przede wszystkim z alkoholu.
Nie wydaje się potrzebne przekonywać Czytelników o ujemnych skutkach nadużywania alkoholu. Trzeba jednak sobie uświadomić, że nadmiar alkoholu, podanego podczas przyjęcia dla uzyskania dobrego nastroju, w większości przypadków daje efekt wręcz odwrotny. Wśród uczestników przyjęcia obserwujemy różną reakcję na spełniane „kolejki”. Początkowo rozmowa się ożywia, wypowiedzi stają się głośniejsze, bardziej śmiałe, jak to się zwykło określać „rozwiązują się języki”. Stan taki utrzymuje się krócej lub dłużej, zależnie od częstotliwości napełniania kieliszków. A potem, jedni goście są smutni i senni, stają się nadmiernie obraźliwi, jeszcze inni skłonni do wygłaszania przemówień itp.; psuje to ogólny nastrój, a do tego nie wolno dopuścić.”
Bo ja na przykład to mam skłonność do wygłaszania przemówień.