Wiadomo – święto. Proponowałem Dorocie, że się trochę podłuży jej sukienkę od pierwszej komunii i niech idzie na procesję sypać kwiatki. Może by nawet coś z tego wyszło, ale ja wyszedłem do lasu, a ona – jak zwykle – zaspała.
Więc po raz kolejny jezioro Kociołek o świcie: nuda.
I z racji uroczystego dnia – nieco świętości po drodze:
Odsłuchuję „Dom cichej śmierci” Tadeusza Kosteckiego.
W Internecie zabawna informacja: „W 1992 r. wydawnictwo wrocławskie Enigma wydało powieść Tadeusza Kosteckiego „Droga powrotna Płowego Jima” jako „Krwawe pogranicze”, której autorstwo przypisano Alistarirowi MacLeanowi (rzekomo napisana w 1962 r. pod tytułem „Bloody Bordeland”) — wydawca korzystając z ówczesnej popularności książek MacLeana wykorzystał wtedy już prawie zapomnianą powieść Kosteckiego (wydana w 1946 r. i nigdy nie wznawiana), w której dokonał zmiany tytułu i autora.”
Aż kusi, by napisać historię miłosną, początek dać na koniec, koniec na początek, w środku: długo, zawile i niezrozumiale. I wydać to jako zagubiony rękopis Williama Faulknera.
Haiku mistrza japońskiego imieniem Issa (1763 – 1827) – przekład, a raczej parafraza Ryszarda Krynickiego:
Początek wiosny:
i od nowa głupota
goni głupotę –
Na naszym świecie
muszą ciężko pracować
nawet motyle –
Wieczorny powiew.
ryby jeszcze nie wiedzą,
że już są w sieci –
Na naszym świecie
przechodzimy nad piekłem –
wpatrzeni w kwiaty.
Z jaką powagą
spojrzała na mnie czapla
późnym wieczorem!
Rodzinna wioska:
nawet ślimak ma tutaj
oblicze Buddy.
I wreszcie moje ulubione haiku tego autora:
Jesienna burza.
Przydrożny burdel kusi:
„Wstęp za pięć groszy”.