Przypadkiem wpadłem na stary PRL-owski przebój „Kiedy dzień za nocą goni, my szukamy naszych dłoni” w jakimś nowym wykonaniu. I coś mi się nie zgadza. Bo teraz nieznani mi artyści śpiewają: „Kiedy dzień za nocą goni, my szukamy swoich dłoni”. Niby to samo, ale nie całkiem. Choć też mam to samo. No, bo często sam rankiem „szukam swoich dłoni”. Niekiedy zajmuje mi to nawet pół dnia…
Przy okazji znana fraza z evergreena disco polo pt. „Czarownica”. Bawiło mnie to już na początku lat 90. „Na podwórzu kundel biały pręży się jak bury kot”. Choć pewnie miało być „pręży szyję bury kot”. Także Bałtroczyk zwrócił w jakimś monologu uwagę na tę cudowną frazę.
I pomyśleć, że kiedyś Seweryn bezbłędnie śpiewał: „Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby”…
Z tej samej serii. W tygodniku „W sieci” Marek Jurek atakuje PO: „Ci ludzie, którzy rechocząc przy najlepszym winie, opowiadają sobie dowcipy o poniżaniu kobiet w domach publicznych, chcą potem konwencją antyprzemocową reedukować społeczeństwo. Cynizm sięgnął dna.” Pewnie miało być: „Cynizm sięga szczytów”. Bo jak „cynizm sięga dna”, to właściwie go nie ma, więc o co tyle hałasu? Żona Jurka, Iza, skończyła polonistykę. Studiowaliśmy razem. Bardzo dobrze się zapowiadała.
Płyta Agi Zaryan (właść. Czulak, a z domu: Skrzypek – takie pseudonimowanie zawsze jest nieco zabawne) – „Remembering Nina&Abbey” z piosenkami Niny Simone i Abbey Lincoln. Jesienią zeszłego roku „złota płyta”. Oszczędne, kameralne aranżacje, klimatyczny wokal. Na zakończenie dla – nic lepszego.
W piśmie dla młodzieży katolickiej „Wzrastanie” (numer wakacyjny) artykuł pt. „Ewangelia warszawska”:
„Z narodzeniem Pan naszego Jezusa Chrystusa było tak. Józef, poślubiony Marii, uważany był za eksperta w dziedzinie stolarki. Gdy dowiedział się, że poważna firma deweloperska z Warszawy potrzebuje fachowców, zgłosił swoją ofertę i został przyjęty. Ponieważ firma zapewnia nowemu pracownikowi mieszkanie, przeto przybył do Warszawy wraz ze swoją małżonką, która za sprawą Ducha świętego spodziewała się dziecka. Gdy wysiedli w pociągu na Dworcu Centralnym, okazało się, że przedstawiciel firmy nie przyszedł na umówione spotkanie. Józef zadzwonił z automatu dworcowego i dowiedział się, że firma splajtowała, a jego umowa o pracę jest nieaktualna. Zaczęło się ściemniać, było zimno, a Józef nie mógł nigdzie znaleźć miejsca na nocleg. Tańsze pokoje zawczasu zarezerwowano, na droższe zaś nie było go stać.
Zobaczył wtedy starego, brodatego człowieka, który ciągnąc wózek z łachmanami, zniknął za wyłamaną kratą w głębi korytarza dworcowego.
– Proszę pana – zawołał za nim Józef. – Nie wie pan przypadkiem, gdzie mógłbym przenocować ze swoją żoną?
– Chodź pan tutaj – uśmiechnął się bezdomny staruszek, charknął i splunął pod automat z coca-colą. – Trochę ciasno i brudno, ale za to ciepło.
Józef wraz z Marią znaleźli przytulny kąt pomiędzy szybem wentylacyjnym a rurami grzewczymi.
Wtedy Maria poczuła wielką rozkosz, gdyż nadszedł czas narodzin Jej jedynego Syna. Położyła Go na styropianie w tekturowym pudle i przykryła gazetami, żeby nie zmarzł.
Gdy dzieciątko zaczęło kwilić, spomiędzy rur i kanałów wyszli bezdomni, otoczyli tekturowe pudło i bardzo się wzruszyli. Wtedy dołączyły do nich chóry aniołów, które wielbiły Boga melodyjnym śpiewem:
– Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ubogim w duchu!
W tym czasie trzech head-hunterów otrzymało e-maile następującej treści: „W Warszawie (Polska) narodził się dziś szczególnie uzdolniony chłopiec.” (…)
Cudowne jest to przekonanie, że „w rurach” mieszkają ludzie prawi, jakże niesłusznie skrzywdzeni przez los. A w tych strzelistych biurowcach same s……ny. Cóż, jestem tu stronniczy. Jak ostatnio mieszkałem w Warszawie, to większą część doby spędzałem w swoim gabinecie na 30. piętrze. Turecki marmur, pleksiglas, szkło i kwiatki, do których pielęgnacji przychodziła specjalna ekipa. Ale to ma swoje konsekwencje. Od tamtych czasów nie jestem już człowiekiem ubogim i prawym, tylko tym drugim. Najwyższy czas wejść „w rury”.
W Poznaniu w słońcu grubo powyżej 30. stopni. Ale to jedno. A drugie, że rudzieją już kasztany, które nie tak dawno promiennie zakwitały:
Te cudowne widoki można podziwiać z najlepiej wyposażonego przystanku autobusowego w Polsce. Zorganizowano go w miejscowości Trzebaw: