W Szreniawie zauważyłem baner miłośników czegoś, co u nas dotąd raczej nie było miłowane. Koń się natyrał, a potem szedł na kiełbasy. A teraz? Proszę, jaki duch franciszkański…
Poza tym – do lasu chadzam coraz później, bo z niczym się nie wyrabiam.
„Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło
Mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło.
Całe zaczerwienione jak zdrowe oblicze gospodarza
Gdy prace skończywszy rolnicze
Na spoczynek powraca…”
A skąd tu nagle produkcja żywności ekologicznej. Przypadek? Nie sądzę.
Dwójmyślenie. Jak to u nas.