Archiwum kategorii: Z czytnika

Tomasz Tyczyński „Nieusadnione poczucie szczęścia”

Tomasz Tyczyński „Nieusadnione poczucie szczęścia”:

Drobne, puentowane obserwacje z przesłaniem. Autor jest kuratorem Muzeum Gombrowicza we Wsoli pod Radomiem. Byliśmy.
Cytaty:

(Kubły na śmieci)… Jeżeli przypomnieć sobie tych kilka blaszanych kubłów, które nam wystarczały zanim nadszedł kapitalizm, to wygląda teraz naprawdę imponująco. Rozpycha się jak brzuch faceta, którego wreszcie stać na czeskie piwo.

Taki wózek, kawałek brezentu na metalowym stelażu zawiązany u góry na kokardkę albo ściśnięty troczkami z plastikową kulką na końcu, ma tu prawie każdy emeryt, nie tylko święta gołębiara. Gdy wychodzą po zakupy, wyglądają jak właściciele starych leniwych psów zmuszający je do spaceru przy nodze.

(W szpitalu)… Rano przesądna siostra nie pozwoliła praktykantkom wywieźć mnie na zabieg nogami do przodu.

Jakbyśmy nagle, ja i świat, wpadli w tubę zepsutego kalejdoskopu zabawki i obracali się w nim jak szkiełka z rozbitych luster, które już nigdy nie złożą się w sensowny wzór.

Czytaj dalej Tomasz Tyczyński „Nieusadnione poczucie szczęścia”

Jarosław Borszewicz „Mroki”

Jarosław Borszewicz „Mroki”:

Sylwa, bardzo nierównej wartości.
Cytaty:

Napis na moim ukochanym kinie Muza: Bardziej pojebanego filmu niż ludzkie życie to jeszcze nikt nie nakręcił!

Lgną do mnie jak ćmy do miodu.

Ten w żółtej koszuli to mój narzeczony! Hm, z daleka to nawet przystojny!

A tak mniej więcej to o co ci spaceruje?

Audycja radiowa dla poczatkujących pisarzy. 99 procent współczesnych powieści to jest opisywactwo, a nie literatura! – irytuje się krytyk. Byle alkoholik czy schizofrenik albo taksówkarz opisuje to co robi, no i już jest bestseller! Ale czego wymagać od autora, który napisał więcej książek niż przeczytał?!

Czytaj dalej Jarosław Borszewicz „Mroki”

Agnieszka Jelonek „Koniec świata, umyj okna”

Agnieszka Jelonek „Koniec świata, umyj okna”:

Zapisy stanów psychotycznych, dość przekonujące.
Cytaty:
Kiedy traci się kontrolę nad sobą, umyka jednocześnie coś bardzo pierwotnego: poczucie sensu.

Bliźniacy Hypnos i Tanatos. Nigdy dokładnie nie wiem, z którym sypiam.

Przed każdym tragicznym wydarzeniem ludzie robią normalne rzeczy. Wstawiają szklanki do zmywarki, chowają resztki jedzenia do lodówki, podnoszą rzucony byle gdzie sweter, słuchają radia. Obcinają paznokcie. Koniec świata nadchodzi, a oni myją okna.

Słonce rozgrzewa się powoli jak radziecki grzejnik.

Pierwsze spotkanie Weekendowego Kursu Uważnego Pisania. Poetka, która go prowadzi, spóźnia się piętnaście minut, co natychmiast jej wybaczam ze względu na piękny czerwony kolor włosów. Poetka opowiada jak szukała Sali w sąsiedniej kamienicy i już miała zrezygnować, kiedy coś jej podpowiedziało, żeby jeszcze raz sprawdzić adres, i na pewno by sprawdziła, gdyby wzięła ze sobą telefon. Biorąc pod uwagę jej roztrzepanie, to sukces, że w ogóle przyszła.

To właśnie jest lęk, mrożąca czujność przed najgorszym. Tylko że nic mi nie zagraża.

Traktowała bycie sobą jak piknik.

Ja tylko czuwałam i drzemałam, nigdy do końca nie zasypiając i nigdy do końca się nie budząc.

Anna Ciarkowska „Dewocje”

Anna Ciarkowska „Dewocje”:

Poetyckie wspomnienia mimowolnej cudotwórczyni wiejskiej, spisywane w szpitalu psychiatrycznym.
Cytaty:

Na co proboszczowi taki cud? Już widział, jak kolega, u którego hostia pulsowała jak prawdziwe serce, musiał się natłumaczyć, napocić, przed biskupem, który miał pretensje o takie cyrki. Kto to widział? Po co to komu? To żaden cud, to dopust boży, działanie szatana, co proboszcza wystawia na próbę. A proboszcz się nie ugnie.
– Ale ty masz złe zdanie o Bogu – krzywił się dziadek. – Ale ty z niego robisz podłego starca, co z człowiekiem się kupczy. Bardziej go szynka w piątek obchodzi niż to, czy ktoś przyzwoity. Bo co, Bóg odlicza, kto w której ławce mu się kłania zamiast mierzyć kto ile dobrego zrobił? A jak masz rację, to co mi po takim Bogu?
Wieś jest wzdłuż i wszerz, a kościół jest w górę i w dół. Wieś jest płaska, dachami trochę wystaje ponad powierzchnię ziemi, a kościół jest najwyższy i na nim opiera się niebo.
Mama nalewała rosołu, nakładała kurczaka, wujek Staszek wznosił toast za naszą komunistkę i za naszego świętej pamięci!
– Czemu ty dziecko nic nie jesz? – pyta mnie matka.
– Bo jadłam Ciało Chrystusa – mówię, a wszyscy w śmiech, który urwał się nagle, bo i oni przecież, jak jeden, jedli Ciało Chrystusa i mieli w sobie kawałek świętości, gdzieś w ciele, pod sercem, a na tej świętości był rosół, kurczak i marynowane grzybki.