W plenerze jak wczoraj. Wierzby szumią, jak szumiały:
Takoż trzciny (czuję się jak Mojżesz):
Niepokoją mnie natomiast buraki. Gdzie się nie ruszę sterty i sterty. Zupełnie jak rok temu. Przypadek?:
Internet o panu Dudzie, kandydacie PiS na prezydenta: „Z twarzy jest podobny zupełnie do nikogo”.
Telewizja o Violetcie Villas: „Pod koniec życia ufała tylko zwierzętom i Elżbiecie B. Elżbieta B. dostała dziesięć miesięcy”.
A ja już nawet zwierzętom nie ufam, bo Dorocie to już dawno przestałem.
Arcyciekawe (i nie pierwsze tego typu) wezwanie na Fronda.pl: „Dziś Polacy grają mecz z Gruzinami! Jako kibice prośmy św. Huberta, patrona sportowców, by pomógł naszej drużynie po pięknym spotkaniu zwyciężyć z przeciwnikiem!”.
Okazuje się, że św. Hubert umiał się znaleźć w tej sytuacji. 4:0 dla nas.
Tu następuje wyjaśnienie: „Święty Hubert z Liège to patron leśników, strzelców, sportowców, kuśnierzy, matematyków i jeźdźców”. Wynika z tego, że gdyby ktoś był matematykiem na posadzie leśniczego, wykonywał futra z ustrzelonych przez siebie zwierząt, a obchodów dokonywał konno, św. Hubert stałby za nim murem.
Poniżej następuje litania do świętego, z której przepisuję ważniejsze wezwania:
„Święty Hubercie, odważnie gardzący próżnym obliczem świata
Święty Hubercie, gorliwie zwalczający bałwochwalstwo
Święty Hubercie, chlubo biskupów
Święty Hubercie, wybawicielu z obłąkania i szaleństwa
Święty Hubercie, ucieczko ukąszonych przez wściekłe zwierzęta”
W całej sprawie najbardziej jednak ciekawi mnie, do jakiego patrona o zwycięstwo modliła się drużyna Gruzji?
Jak przebiegał mecz tam w górze, hagiomachia (wojna świętych)?
Jak doszło do tego, że jeden miał lepsze dojścia w niebie, a który jest przereklamowany?
Czy Gruzini zamierzają swojego podmienić jak jakiegoś Beenhakkera?
No, i nie jestem tak do końca pewien, czy to ładnie tak napuszczać jednego świętego na drugiego? Diabły na pewno mają uciechę, jak się dwaj święci naparzają…
Agnieszka Osiecka, Czytadła. Gawędy o lekturach, Prószyński i S-ka 2014:
My też posiadamy, oczywiście, literaturę, która opisuje świat łotrzyków, ale w porównaniu z Bablem wydaje się płaska. Taki na przykład Wiech. Stworzył barwne postaci, zgoda, ale nad panem Piecykiem ani nad panem Wątróbką nie unosi się, jak by powiedziała moja ciotka Barbara [Sikorska], „aureola metafizyczna”. Bohaterowie Wiecha nie umierają i nie giną w tajemniczych okolicznościach. Wielu z nich, pobroiwszy zdrowo na przedwojennej Czerniakowskiej, równie zdrowo przeżyło okupację, szmuglując z Zielonki kaszankę i wołowe z kością, a po wojnie otworzyło kram z pyzami na ciuchach.
Minie niemało lat, nim wędrowna szwaczka przemieni się w królową mody francuskiej, twórczynię legendarnych perfum, kapeluszy i genialnych kiecek – legendarną Coco Chanel. Z jej biografii wynika, że suknie projektu Coco fałszowano częściej niż pieniądze!
Juliusz Żuławski wspomina, że kiedy był mały, to go Przybyszewski huśtał na kolanach. Któregoś dnia przyjrzał mu się uważnie i spytał: Miałeś już delirium tremens? Nie??? To żałuj.
Czytanie aforyzmów hurtem jest nieco żmudne, ale gdyby je pociąć na kawałki, można by to sprzedać różnym kolorowym pismom jako motta. Nikt nie kupuje przecież ławicy śledzi, ale porcja śledzia bywa świetna!
J.S. Bach „Sonaty na flet”. Nie mają tej finezji, co flet Vivaldiego, jego kokieterii. Owszem, flet jest z natury płochy, lekki, ale tu brzmi w sposób zorganizowany, dialoguje z klawesynem w sposób odpowiedzialny. Najczęściej jest uroczysty, majestatyczny, napuszony. W dodatku u spodu odzywa się wiolonczela, która basowym brzmieniem studzi lekkość całości:
Gary Moore „Legacy” (podwójna CD, składanka). Słychać jak z utworu na utwór głos i gitara Gary’ego wydobywają się z tła. Klasycznego bluesa jest tu coraz mniej, więcej jego wersji popowej. Gitara z chropawej robi się łkająca (prawie jak u Santany). I te nieskończenie długie, niespieszne kawałki. Problem w tym, że nieco za bardzo do siebie podobne. „Empty Rooms” i inne. Część pewnie podpadła by pod kategorię „chillout”. A zmierza to, niestety, do rąbanki disco: