W Poznaniu – maraton uliczny. Miasto jest nieprzejezdne od 9.00 do 16.00, ponieważ kilka tysięcy osób ma życzenie sobie pobiegać akurat głównymi ulicami. Stoję w korku koło godziny, a akurat mam pilną sprawę związaną z osobą chorą. Nikt nie wie, kiedy korek ruszy, bo policja stworzy „przepusty”, kiedy tylko maratończycy przebiegną. A oni biegną ciągle, bo peleton mieści zarówno wyczynowców, amatorów jak i maruderów. Setki tysięcy ludzi, nie licząc przyjezdnych, którzy są zagubieni kompletnie, muszą gwałtownie zmieniać plany (i to nie wiadomo, na jakie). Ponieważ parę tysięcy innych uparło się promować sport. Oczywiście, wypromują tylko niewyobrażalny stres ludzki – razy kilkaset tysięcy.
Z głupoty wychodzi się o wiele trudniej niż z alkoholizmu na przykład. Alkoholik ma kliniki, lekarstwa, grupy wsparcia, ośrodki, oddziały szpitalne, duszpasterstwa, pielgrzymki. Poza tym o alkoholiku często wszyscy dookoła wiedzą. I baczą, by nie wywinął jakiegoś numeru. Idiota nie wyróżnia się z otoczenia. Poza tym żadnych ośrodków leczenia, grup wsparcia… Ale objawy występują wyraźnie i regularnie – jak ten maraton w środku miasta.
Dla zdrowia psychicznego wspomnijmy jeszcze Wrocław. Zwróciłem uwagę, że w tym mieście pomniki nie mają – nie wiem dlaczego – rąk. Iredyński podawał kiedyś przykład oksymoronu (wyrażenia wewnętrznie sprzecznego): bezręki barman. Oto postument upamiętniający pastora Dietricha Bonhoeffera (ćwierć wieku temu się w nim zaczytywałem):
To „pomnik powodzianki”:
To, z kolei, instalacja, którą zatytułowałbym „Rozkład jazdy”:
Wreszcie postument Anioła Ślązaka na dziedzińcu Ossolineum. Znowu – zamiast ramion skrzydła:
Ramiona mają tylko wrocławskie krasnale. Ale co z tego? Takie króciutkie…:
Z innych obserwacji. Kluczem do udanego biznesu jest – jak wiadomo – pozycjonowanie firmy. Mamy – dajmy na to – gabinet dermatologiczny:
Jaki sklep powinien się znaleźć w bezpośrednim sąsiedztwie? Ano właśnie:
Naprzeciw katedry pewien domorosły muzyk zarabiał drobne śpiewając „Imagine” Lennona. Odrobinę to było nie teges (słabe pozycjonowanie), bo Lennon wyrażał tam nadzieję, że w przyszłym, świetlanym świecie nie będzie religii („… and no religions, too”). I to Lennon powiedział, że „Beatlesi są bardziej popularni od Jezusa”. Poza tym – dlaczego śpiewał ten song przebrany za Pszczółkę Maję?:
O wiele bardziej na miejscu był ten pobliski flecista. Wprawdzie fałszował straszliwie, ale za to – „Barkę”:
W jednym z lokali z obszernym wyszynkiem na rynku – wystrój retro. Zdjęcie wyszło mi nieostre, ale chyba takie powinno być:
No i niezapomniane graffiti. Jedne realistyczne:
Inne – intelektualne, wyrafinowane, wieloznaczne. To w nich wyraża się zapewne duch tego niespokojnego miasta:
Yo-Yo Ma i Bobby McFerrin „Hush”. Bobby tworzy orkiestrę głosową np. grając „Lot trzmiela”. Yo-Yo Ma sekunduje mu na wiolonczeli. McFerrin śpiewa naraz kilkoma i kilkunastoma głosami. Bardzo to zróżnicowane i przestrzenne. Yo-Yo Ma także gra w duecie z własną wiolonczelą. Bawią się nawet obaj: zapowiadają Bacha, a grają Hendrixa. McFerrin raz śpiewa Bacha jak robot, raz jak rasowy tenor. Bardzo wyrafinowane, operowe przebiegi głosowe – czysty popis. Nawet Ave Maria w tym trybie: