Bernard Minier „Dolina”

Bernard Minier „Dolina”:

Kryminalista francuski. Przeczytałem (albo przesłuchałem) wszystko, co wyszło po polsku. To daleko więcej niż „whodunit”. Środowisko, atmosferka, trochę diagnozy społecznej i kulturowej. Może miejscami zbyt rozedrgane i uczuciowe. W tym zakresie wolę Skandynawów.
Cytaty:

Opat się zawahał. Servaz wiedział, że furta oznacza granicę między tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnętrzne – między życiem świeckim a regularnym, to znaczy poddanym monastycznej regule. Dawniej książęta przybywali tu z darami, a biedacy przychodzili po jedzenie. Dalej jednak nie wchodzili. Nawet w XXI wieku klasztor pozostawał przestrzenią zamkniętą i goście niekoniecznie byli w nim mile widziani.

Dwaj znani mu mężczyźni i jeszcze jeden żandarm rozmawiali z blondynką, która stała odwrócona do Servaza plecami. W cywilu. Lekka skórzana kurtka i dżinsy. Na oko miała między trzydziestką a czterdziestką. Wiedział jednak, że widok z tyłu może mylić. Nosiła broń na biodrze jak kowboj. Z pewnością była z dochodzeniówki w Pau. Znowu się wzdrygnął, ponieważ i ta postać wydała mu się znajoma. Coś mu przypominała… Poczuł, jak całe jego ciało pokrywa się gęsią skórką. Czy to możliwe?

Przy następnych okazjach przyjeżdżała na motocyklu, jak amazonka, wystrojona w czarną skórę, pozbawiona kompleksów, zakolczykowana, wytatuowana, uzbrojona w laptop i nowatorskie idee budowania nowych służb – stwierdził wtedy, że sam wygląda przy niej jak stary, zacofany pierdziel, którym z całą pewnością był dla tych, którzy nie potrafią odróżnić opakowania od zawartości i którzy patrzą na ten świat przez pryzmat niezachwianych pewników.

Przeor się odwrócił. – To taki policyjny trik? Jeden z przodu, jeden z tyłu? Good cop, bad cop?

Każdy centymetr kwadratowy był zajęty. Sterty starych gazet i kolorowych czasopism, bibeloty, pęki plastikowych toreb z nieokreśloną zawartością. Zespół Diogenesa, pomyślał Servaz.

Transwestytyzm, fetyszyzm, hierofilia. Ziegler uniosła brew. – To pociąg seksualny do świętych przedmiotów – wyjaśniła doktor Dragoman, a Servaz przypomniał sobie widok blondyna i mnicha w lesie. – Obejmuje cały wachlarz zachowań, od masturbacji za pomocą przedmiotów kultu po przeinaczanie rytuałów religijnych, jak w przypadku słynnego markiza de Sade, który był oskarżany o gwałt analny na zakonnicy z użyciem świecy kościelnej, czy Casanovy, który uwodził młode mniszki przy klasztornych bramach. W gruncie rzeczy hierofile wydobywają na światło dzienne pytanie, które chrześcijaństwo konsekwentnie zamiatało pod dywan: po co, u diabła, Bóg wymyślił penisa, łechtaczkę i waginę?

Mózg to jeszcze w dużej mierze czarna skrzynka, tajemnica, niezależnie od tego, co mówią o nim neuronauki… i bez wątpienia najbardziej złożona sieć na świecie: tysiąc pięćset gramów, ale sto miliardów neuronów i dziesięć milionów miliardów połączeń. Co się tyczy wspomnień: nie gromadzimy ich, ale nieustannie wymyślamy od nowa. Z punktu widzenia zdrowia publicznego dysfunkcje mózgu są tak naprawdę o wiele bardziej kosztowne niż nowotwory czy choroby układu sercowo-naczyniowego. Znowu na nich popatrzyła i Servaz po raz kolejny poczuł lekki dreszcz przebiegający wzdłuż karku. Kobieta przypominała mu gada albo rekina: zimnokrwiste zwierzę. A jednocześnie była na swój sposób uwodzicielska.

Oto wytwór naszego delikatnego społeczeństwa, spadkobiercy nauk Rousseau: z jednej strony to beczące, strachliwe stado, a z drugiej – drapieżcy tacy jak ja. Ale czy w istocie w całej przyrodzie nie dzieje się to samo? Gnu na próżno ucieka przed niebezpieczeństwem, z nadzieją, że będzie wieść sielankowy żywot i spokojnie sobie skubać trawę. Któregoś dnia i tak dopadnie je lampart.

… nastolatka przesłuchiwana w sprawie kradzieży kieszonkowych, która miała na sobie T-shirt z napisem: IF LIFE IS A BITCH, I WILL BE A BIGGER ONE. – Dlaczego tak musi być? – zapytała.

Taniec śmierci, pomyślał. W bocznej nawie wisiał tryptyk o rozmiarach mniej więcej osiem metrów na dwa. Śmierć przedstawiona była na nim pod postacią odzianych w szmaty szkieletów uzbrojonych w kosy. Każdy szkielet tańczył wokół jakiegoś człowieka, zaczepiając go i szepcąc mu do ucha. Na obrazie widać było przedstawicieli wszystkich klas społecznych: króla, biskupa, rycerza, nędzarza, bogacza, młodzieńca, starca, błazna… Wszyscy oni błagali Śmierć, by ich oszczędziła. Ale Śmierć miała to gdzieś, każdego wciągała w swój taniec, nie bacząc na płeć, wiek czy pozycję. Egalitaryzm, jakiego trudno szukać wśród żywych. – Obraz pochodzi z piętnastego wieku. W tamtym okresie takie przedstawienia były bardzo popularne – odezwał się głos za jego plecami. Servaz skinął głową, nie przestając wpatrywać się w tryptyk.

Tak: co morderca chce nam powiedzieć za pośrednictwem tych kamieni? Kółko, trójkąt, kwadrat i krzyżyk. Narysowane czerwonym markerem. Ruszcie mózgownicami. Nie bójcie się śmiałych hipotez. Nie pomijajcie żadnego szczegółu. Wszyscy to zrozumieją: ta sprawa jest nadzwyczajna. Możliwe, że nigdy więcej w waszej karierze nie spotkacie się z niczym podobnym. To będzie śledztwo waszego życia. Będziecie o nim rozmyślać jeszcze długo po przejściu na emeryturę. Będziecie o nim opowiadać wnukom, przyjaciołom, żeby wiedzieli, jak pasjonujący wykonywaliście zawód. Więc się wysilcie. Pracujcie. Szperajcie. Nie zadowalajcie się pierwszymi oczywistościami, które przyjdą wam do głowy. Idźcie dalej. Przez cierpienie do radości, jak mówił Beethoven. Albo jak mawiają trenerzy: no pain, no gain.

Przez całe życie bawiło go, że jest jednocześnie niewinnym spacerowiczem zwiedzającym okolice Aiguesvives, szanowanym ginekologiem, przed którym damy rozkładają nogi i który osiągnął wysoki stopień wtajemniczenia w swojej loży masońskiej, oraz facetem wciągającym kokę z rowka między piersiami dziwek w tuluskich burdelach. Nikt nie wiedział, jak bardzo złożona jest jego osobowość. Nikt nie potrafił dopasować do siebie wszystkich elementów układanki.

Wypił trzy whisky i to wystarczyło, by był pijany, a przynajmniej wstawiony. Nigdy nie miał mocnej głowy. A teraz, gdy tak leżał w kompletnym ubraniu – zdjął tylko buty – na hotelowym łóżku, jego głowa była niczym dom, w którym hula wiatr, i do jej wnętrza bez zaproszenia, niczym włamywacze, wpadały różne myśli.

On jako policjant na ogół miał sny policjanta. Śnił, że ktoś pakuje mu kulkę prosto w serce, że ktoś wkłada mu na głowę plastikową torbę, że dwaj związani mężczyźni płoną żywcem na jego oczach, że idzie boso po śniegu po operacji wątroby, że porywa go lawina, że jedzie pod prąd autostradą, a za kierownicą siedzi student z myślami samobójczymi. Nie, to tak naprawdę nie były sny. Raczej wspomnienia, które wciskały się do snów jak fałszywe nuty.

Innymi słowy ludzie Zuckerberga roszczą sobie prawo do odrzucenia „w dobrej wierze” stuprocentowo legalnego wniosku. W ich logice prawo Facebooka stoi ponad prawami wszystkich państw, w których firma jest obecna, a nawet ponad porozumieniami międzynarodowymi. Co na to władze sądowe tych krajów? – zastanawiał się zaskoczony Servaz.

Mamy do czynienia z kimś dobrze przygotowanym, inteligentnym, zdeterminowanym i ostrożnym. Nie ma co oczekiwać, że popełni wiele błędów, ale prędzej czy później się pomyli. Zawsze tak jest.

To, co się dzieje w tej dolinie, to coś znacznie więcej niż seria zabójstw, jakkolwiek przerażające by były. Wezwanie na pomoc, Marianne, udręczone zwłoki, obryw zbocza, materiały wybuchowe… A teraz dorosły, który w środku nocy spotyka się w lesie z dzieckiem. I milczący chłopiec. To nie ma żadnego sensu. – Dzieje się coś, co nam się kompletnie wymyka – powiedział…

Wchodząc po stopniach budynku, przypomniał sobie, co powiedział pewien psycholog podczas wykładu, w którym kiedyś uczestniczył: tłumy lubią proste odpowiedzi. Słowa takie, jak „sprawiedliwość” czy „wolność”. Hasła. Przedkładają fantazję nad rzeczywistość, wierzenia nad fakty, nieposłuszeństwo nad władzę, gniew nad rozsądek, uproszczenie nad złożoność. Żądania grupy mogą być i często są uprawnione, wyjaśnił psycholog, ale Le Bon, Freud, Festinger czy Zimbardo w swoich pracach na temat psychologii tłumu piszą, że większość ludzi, nawet jeśli są rozsądni i racjonalni, znalazłszy się w grupie, traci nie tylko hamulce, ale także zdrowy rozsądek, niezależny osąd, a często również osobiste wartości. W psychologii społecznej nazywa się to dezindywiduacją. Servazowi spodobała się ta koncepcja. W efekcie, dodał psycholog w muszce, uśmiechając się z lubością, tłumy lubią krew: gilotyny, pożary, kamienowanie, lincze, zniszczenia, kozły ofiarne…

… dzisiaj za sprawą portali społecznościowych ludzie – do tej pory samodzielni i samoświadomi – są zanurzeni w nieustannej dezindywiduacji, w kąpieli faktów i fantazmatów nieustannie zasilanej przez grupy, z którymi są połączeni…

Czyż Hannah Arendt nie mówiła, że ideologia jest podobna do urojenia psychotycznego? Że podobnie jak w przypadku psychozy, dla ideologii nie jest ważny realny świat… Wygląda na to, że człowiek nie potrafi przestać wymyślać nowych wierzeń, zabijać i niszczyć w ich imię.

Widzę, że przestudiowała pani temat – stwierdziła Ziegler. – Owszem. Gabriela mierzyła ją prowokującym spojrzeniem swoich szarych oczu i Servaz stwierdził, że rywalizacja w sikaniu na odległość najwyraźniej nie jest wyłącznie zabawą mężczyzn.

Mój ojciec nienawidzi kobiet. GABRIELA: Ale przecież twój ojciec jest ginekologiem. O to chodzi? TIMOTHÉE: Tak. Gdyby ludzie wiedzieli, co on myśli o kobietach, straciłby pacjentki. Nie wspominając już o tym, co robi niektórym z nich. GABRIELA: A konkretniej? TIMOTHÉE: Przeprowadza aborcje u bardzo młodych dziewcząt wykorzystywanych przez mafie ze Wschodu. W zamian ci dranie od czasu do czasu proponują temu staremu wieprzowi jakąś dziewczynkę.

Ten dom przypominał mu jeden z kręgów piekła. Oczami wyobraźni ujrzał koncentrycznie zbudowany świat: jeden krąg wewnątrz drugiego. Aiguesvives zamknięte w kręgu otaczających je gór i dolin. Nie sposób się z niego wydostać. Miniaturowe piekło, w którym jak bakterie na pożywce bulionowej plenią się stare nienawiści i fantazje o zemście.

Czym jest ten cyfrowy świat, który istnieje równolegle z rzeczywistym? – zastanawiał się Servaz. I który wręcz zagraża, że zajmie miejsce rzeczywistości. Co będzie, kiedy rzeczywistość stanie się drugorzędna, a fantazmat i iluzja – rzeczywiste? Ale czy to się już nie dzieje? I czy kraj, który karmi się chimerami, wściekłością i nienawiścią, można uchronić przed pogrążeniem się w chaosie?

Sądzisz, że dla fali to jakaś różnica? Ona zmiecie wszystko, co stanie jej na drodze. Wszystko, co nie jest nią. – W takim razie, jeśli ta wasza fala kiedyś nadejdzie, będzie dla tego kraju wielkim nieszczęściem, lekarstwem gorszym niż choroba. Rewolucja to marzenie artystów, aktorów, pieśniarzy, pisarzy, ideologów: ludzi, którzy karmią się iluzjami, którzy przez całe życie śnią i nie muszą codziennie harować, żeby wyżywić rodzinę. Ci, którzy muszą, oczekują rozwiązań, nie pitolenia. Nie jesteśmy w filmie.

Ale wcale nie tak trudno doprowadzić dziecko, nastolatka czy młodego dorosłego do popełniania najgorszych zbrodni. Tak działają werbownicy państwa islamskiego, tak postępował Mao i jego czerwona gwardia oraz Iran w czasie wojny z Irakiem. Tak naprawdę każde dziecko chciałoby zabijać dorosłych. Powstrzymuje je strach przed konsekwencjami. Przekonaj dziecko, że nic mu nie grozi, że to tylko gra, a przede wszystkim, że ci konkretni dorośli na to zasługują, a nic go nie powstrzyma.

Belgijski bramkarz, nie umiejąc się pogodzić z porażką, oświadczył, że jego drużyna była lepsza i zwycięstwo jej się należało. Servaz się uśmiechnął. Zwycięstwo nigdy się nie należy. Albo się wygrywa, albo się przegrywa, to wszystko.

Zresztą choć prasa i ludzie bez końca powtarzają, jak brutalny jest ten wiek, czymże on jest w porównaniu z poprzednim? Pierwsza wojna światowa – osiemnaście i sześć dziesiątych miliona zabitych. Wojna domowa w Hiszpanii – milion. Hitler – dwadzieścia pięć milionów. Stalin – dwadzieścia milionów zabitych. Mao – siedemdziesiąt milionów. Pinochet – trzy do dziewięciu tysięcy, Pol Pot i Czerwoni Khmerzy – dwa miliony. Rwanda – osiemset tysięcy. A hiszpanka, na którą w latach 1918–1919 zmarło pięćdziesiąt do stu milionów ludzi od Chin po Europę, bije na głowę wszelkie możliwe koronawirusy. I co państwo na to? Nie bagatelizował niebezpieczeństw, które niesie z sobą obecne stulecie, zaczynając od bezprecedensowego zniszczenia całych połaci Ziemi, niekończącego się rozregulowania oszalałej gospodarki i rosnącego w siłę neoobskurantyzmu kwestionującego zdobycze nauki i demokracji. Ale on, kurwa, chciał być szczęśliwy, tu i teraz, natychmiast. Kilka dni, kilka tygodni, kilka miesięcy szczęścia. Czy prosi o zbyt wiele?

Pomyślał jednak, że w tych czasach każdy może sobie znaleźć coś do wierzenia: że Ziemia jest płaska, że Amerykanie nigdy nie wylądowali na Księżycu, że istnieje światowy spisek mający za cel ukrycie prawdy na temat szczepień… Dla każdego coś miłego. A wszystko to dzięki Internetowi. Tak naprawdę nigdy nie było tylu wierzących co dziś. Zmianie uległa jedynie treść wiary.

2 komentarze do “Bernard Minier „Dolina”

  1. Że hierofilia!? A ileż można w kółko o zoofilii.? Rano zoofilia, w południe zoofilia! Normalny człowiek ma w końcu prawo powiedzieć: dość. I udać się do świątyni…

Skomentuj mszwedowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *