Ruszyliśmy się ot tak, aby nie zaśniedzieć. „Biały puszek” ciągle na swoim miejscu:
No, weźmy takie Owińska (20 km od Poznania, historyczny kompleks klasztorny). Tu ludzkim głosem mówią nawet kibice Lecha, choć to podobno zdarza się tylko w Boże Narodzenie:
Kawałek dalej zaproszenie na plażę. Machamy ręką: na pewno zimą nieczynna:
A przecież z budy na jej obrzeżach sączy się smużka dymu. Czyżby jak w jugosłowiańskim filmie „Stróż plaży w sezonie zimowym” (1976)?:
Skoro to jest w Owińskach możliwe, to możliwy jest również „bałwan bezśnieżny”:
Wczoraj wieczorem znowu w TVN (Biznes i świat). Kazałem sobie zrobić zdjęcia. Bo inaczej kto by mi uwierzył, że byłem w telewizji?:
Ojciec Augystyn Polanowski (dominikanin?) na Fronda.pl: „Co zwiastuje nadejście czasów ostatecznych? Prześladowania, kataklizmy, głód, klęski żywiołowe. Wszystkie te znaki dostrzegamy coraz wyraźniej w obecnych czasach”.
Okazuje się, że nie ja jeden czytam pilnie „Strażnicę” i „Przebudźcie się!”.
Dziś biskupi na Dzień Rodziny w liście pasterskim nie piszą już jak rok temu o gender (nie mogę przeboleć). Raczej gratulują tym, którzy mieli szczęście urodzić się w rodzinie katolickiej.
Głos na Onecie: „Proszę o radę Szanownych Biskupów. Właśnie moja żona, ortodoksyjna katoliczka wyszła na mszę poranną. Z trwogą czekam na jej powrót, ponieważ wiem, że od drzwi będzie się awanturowała. Marzę wraz z dziećmi, żeby mieć normalną rodzinę. Wiele razy mówiłem jej, żeby modliła się tak, by Pan Bóg ją wysłuchał. Próbowałem jej sugerować, żeby zasięgnęła porady specjalisty psychiatry. Skoro kościół tak bardzo troszczy się o rodzinę, może zorganizował by pomoc lekarską dla tego typu ludzi, których zapewne w Polsce są dziesiątki tysięcy i nie tylko kobiet. Szanowni Biskupi co ja mam począć z tą córka kościoła?”
Enigma „Voyageur” (2003). To new age wynikłe z połączenia wszystkiego, co się tylko da zapakować na płytę, stało się nieznośnie napuszone i bombastyczne. Żadnej melodii, tylko dudnienie w bębny szumy i atmosfera „podniosłości, tajemniczości, głębi, otchłani” itp. Ale w tej otchłani chciałoby się coś jednak zobaczyć poza sama otchłanią. A tu tylko po raz kolejny produkcja otchłani jako takiej:
Edward Grieg „Cello Sonata, String Quartet”. Sonata op.36, Quartet op.27. Na okładce muzycy sfotografowali się w trakcie koncertu (oczywiście symulowanego) na szczycie kamienistej skały, na tle sinych obłoków. Może Norwegia, może Dania. W każdym razie surowa Skandynawia. I nie „Peer Gynt”. Muzyka kameralna, ale pełna wewnętrznego napięcia. Trochę przypomina Szymanowskiego. Grieg bardzo był do swej skandynawskości przywiązany, ale czy to słychać? I ja miałbym to wychwycić?: