Usłyszałem w radiu, przypomniało mi się. Jadę na Festiwal do Opola, z córką, kiedy jeszcze była małą i grzeczną dziewczynką, nie to, co teraz. Na miejscu coś pomieszali z hotelami i okazuje się, że mogę dostać tylko jedynkę. Ok. Ala do łóżka, ja rozesłałem parę gazet na podłodze i śpimy. Nazajutrz przy piwie skrzykuje się ferajna. Przyjechał kolega fotoreporter z nieodłącznym aparatem z teleobiektywem. Ala od razu zaczęła go nazywać: „Pan z długim aparatem”. Co posiedzieliśmy na tyłku w amfiteatrze, to wyskakujemy na piwo – na widowni nie sposób gadać. Bo głośno. Ale gdziekolwiek byśmy nie byli, o jakiejkolwiek porze, zawsze dolatywało skądś: „Ta niedziela jest jak film, tani, klasy B”. I jeden pierwszych objawów inwazji informatyki na piosenkę: „Skasowałaś mnie w swej pamięci…”