Andrzej Leder, Prześniona rewolucja. Ćwiczenia z logiki historycznej:
Dwie rewolucje: usunięcie Żydów i ziemian, odbyły się niejako poza Polakami. Obie więc objęte tabu, nieprzetrawione.
Cytaty:
W Polsce w latach 1939-1956 dokonała się rewolucja społeczna. Okrutna, brutalna, narzucona z zewnątrz, ale jednak rewolucja. Niesłychanie głęboko przeorała ona tkankę polskiego społeczeństwa, tworząc warunki do dzisiejszej ekspansji klasy średniej, czyli po prostu mieszczaństwa. To zaś oznacza, że utorowała drogę do, najgłębszej być może od wieków, zmiany mentalności Polaków – odejścia mentalności określonej przez wieś i folwark ku zdeterminowanej przez miasto i miejski sposób życia. Ta rewolucja pozostaje jednak nieobecna w myśleniu.
… tam, gdzie towarzyszy im zmasowana przemoc, ludzie realizujący ją mogą działać z poczuciem wyższej konieczności28. Konieczności ucieleśnionej w jakimś wielkim podmiocie, który doświadcza, rozumie i myśli za wszystkich.
Taka postawa może się często pojawiać w sytuacji procesów rewolucyjnych. Jak wiemy, tam, gdzie towarzyszy im zmasowana przemoc, ludzie realizujący ją mogą działać z poczuciem wyższej konieczności28. Konieczności ucieleśnionej w jakimś wielkim podmiocie, który doświadcza, rozumie i myśli za wszystkich. Tak mogli działać rewolucjoniści transpasywnie roztapiający swoją wolę w dialektyce, ucieleśnionej w postaci Lenina, potem Stalina i partii.
Rewolucja oznacza nie tylko zmianę systemu politycznego i grup sprawujących władzę – dla tego typu przemian wystarczyłoby określenie „przewrót” – ale także gwałtowne i fundamentalne przeoranie substancji społecznej, zmianę hierarchii ekonomicznych i kulturowych, masowe przełamanie dotychczasowych stosunków własności. Zazwyczaj jest to możliwe przez zastosowanie przemocy na wielką skalę.
W każdej epoce warunkiem dokonania się fundamentalnej zmiany w symbolicznym uniwersum jest przełamanie dotychczasowych stosunków własności. Musi ono dokonać się w sferze realnej, to znaczy konkretni ludzie muszą zostać pozbawieni swoich dóbr – prawie zawsze towarzyszy temu zastosowanie przemocy na masową skalę. To właśnie stało się w Polsce pomiędzy 1939 a 1956 rokiem.
Ta słabość wynika z tego, że p o l s k a r e w o l u c j a, p r z e p r o w a d z o n a r ę k a m i i n n y c h, p r z e z p o l s k i e s p o ł e c z e ń s t w o z o s t a ł a p r z e ż y t a j a k b y w e ś n i e.
O ile wrogość wobec Żydów i pragnienie, „by znikli”, już dawno przed wojną znalazły znakomity wyraz w ideologii narodowej demokracji i nauczaniu Kościoła katolickiego, o tyle wielowiekowa niechęć wobec szlachecko-urzędniczych elit była o wiele bardziej skryta. Przekształcała się w mieszaninę strachu, oporu i fascynacji, która wybuchała tylko nieoczekiwanie w porywach przemocy i okrucieństwa, takich jak rabacja galicyjska w 1846 roku. A potem znikała gdzieś, głęboko skryta.
Świat to albo źli, którzy mnie skrzywdzili i krzywdzą dalej, albo dobrzy, skrzywdzeni jak ja, i ci, którzy mnie bronią. A co najmniej pozwalają nienawidzić krzywdzicieli. Dlatego prawo do nienawiści – rewindykowane jawnie albo niejawnie, ale za to z ogromną konsekwencją – jest stałym elementem krajobrazu politycznego nowożytnych organizmów politycznych.
Tu dochodzimy też do szczególnej roli, jaką w przestrzeni publicznej pełnią takie środki przekazu, źródła znaczeń, jak przedwojenny „Mały Dziennik” ojca Kolbego czy współczesne Radio Maryja. Budują uniwersa symboliczne alternatywne dla tego dominującego, uciszającego poczucie krzywdy, i związaną z nim nienawiść. Stanowią enklawę, w której mogą się znaleźć bardzo silne uczucia i postawy. Nie tylko zresztą destrukcyjne. Miłość i nienawiść blisko ze sobą sąsiadują.
Liberalna demokracja nie lubi silnych uczuć i związanych z nimi symboli. Oparta na kompromisie, szanuje umiarkowanie i rozsądek, a nie miłość, nienawiść i walkę do ostatniej kropli krwi. Woli współczucie i ironię, stąd kariera dobroczynności i kabaretów.
… nie chcą słuchać o krzywdach innych. Dopóki ci „inni” nie staną się „swoi”, mówienie o ich cierpieniu służy w odczuciu skrzywdzonych pomniejszaniu tego, co dotknęło właśnie ich. Zaś sytuacja, w której skrzywdzony miałby pomyśleć o tym, że sam był źródłem krzywdy, jest już w ogóle niemożliwa. Przypominanie przedwojennych pogromów czy pacyfikacji ukraińskich wsi polscy skrzywdzeni odczuwają więc jako zamach na ich prawo do cierpienia. Drugą potrzebą jest kara dla krzywdzicieli. Wyrazem tego było znane „i nie przebaczaj” Zbigniewa Herberta, zapisane w Przesłaniu Pana Cogito. Pragnienie kary daje usprawiedliwienie nienawiści. Chęci odwetu.
Ta uczuciowa geometria zmienia się radykalnie, kiedy ktoś potężny zmiecie dotychczasowy świat wraz z przynależnym mu imaginarium. To właśnie stało się w Polsce w 1939 roku. Skryte do tej chwili, „złe” pragnienia dużej części polskiego społeczeństwa zostały zrealizowane przez innych.
Oba reżimy, z którymi zderzyła się międzywojenna polska państwowość, miały bowiem charakter rewolucyjny. Oba realizowały politykę – później nazwaną totalitarną – która wyrastała z założeń rewolucji: narodowosocjalistycznej w hitlerowskich Niemczech i narodowo-komunistycznej w stalinowskiej Rosji. Aresztowanie profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego przez hitlerowców już w listopadzie 1939 roku50 czy masowe wywózki polskiej inteligencji ze Lwowa prowadzone przez NKWD to tylko pojedyncze przykłady.
Dawną hierarchię naruszyły wreszcie niektóre działania samych elit. Ucieczka polskiego rządu przez Zaleszczyki – jak by nie była uzasadniona politycznie – pozostawiła dotkliwą lukę w społecznym doświadczeniu wspólnej podmiotowości. Ogromnie wielu ludzi poczuło się porzuconych przez tych, którzy mieli gwarantować sens i porządek ich życia.
W wymiarze ekonomicznym i społecznym kluczowym aktem rewolucji przeprowadzonej w Polsce przez hitlerowskie Niemcy była zagłada Żydów. Uświadomienie sobie tego nie jest łatwe, bowiem dzisiejsza nieobecność Żydów w Polsce utrudnia wyobrażenie sobie ich obecności w czasach poprzedzających Zagładę. Niby wszyscy wiedzą, że było „ich” trzy miliony – dziesięć procent ówczesnego społeczeństwa – że miasteczka, że handel, że wielkie dzielnice żydowskie Warszawy i Łodzi… Ale wyobrażenie sobie skomplikowanych i trudnych konsekwencji tego stanu rzeczy jest już poza współczesnym doświadczeniem,
Narzucona przez warunki egzystencji w chrześcijańskiej Europie kondycja – kondycja pogardzanego i ograniczanego na wszelkie sposoby pośrednika – przez wieki została przez Żydów doprowadzona do mistrzostwa.
Żeby więc w jakimś stopniu uchwycić straszny, ale jednak rewolucyjny efekt Zagłady, trzeba jeszcze raz wyobrazić sobie, że w centralnej i wschodniej Polsce w większości miast i miasteczek Żydzi stanowili ponad połowę ludności. Co więcej, od wieków będąc żywiołem par excellence miejskim, swoją aktywnością ekonomiczną obejmowali ogromny obszar małej i wielkiej gospodarki polskiego społeczeństwa. Był to żywioł, który wypełniał sklepikami, zakładami, pracowniami, jadłodajniami, redakcjami, mikrostudiami fotograficznymi i filmowymi oraz setką innych aktywności przestrzeń określoną miejskimi murami.
Przepaść oddzielająca „sarmacki” naród polityczny Rzeczypospolitej od żydowskiego (a także, częściowo, niemieckiego) mieszczaństwa oraz od poddanych, „chamów” – na wschodnich obszarach Rzeczypospolitej też zresztą etnicznie obcych – była ogromną przeszkodą w tworzeniu nowoczesnego imaginarium „narodu politycznego”74.
Budząc poczucie narodowe wśród chłopów, żyjących – co najmniej w dwóch spośród trzech zaborów – w świecie „przedłużonego średniowiecza”, a więc bez wyraźnej świadomości swej przynależności etnicznej, działacze narodowo-ludowi wykorzystywali opozycję Polak-nie Żyd. Z punktu widzenia mieszkańca wsi Żydzi – spotykani codziennie, dobrze znani, a jednocześnie obcy; wyzyskiwacze i oszuści, karczmarze i pośrednicy nietrudzący się na roli, różni od niego religią, wyglądem, językiem i obyczajem – stali się synonimem „tego, czym my nie jesteśmy”. Jeśli na dodatek w religijnej, katolickiej wyobraźni Żydzi od wieków pozostawali bogobójcami (a także dziecio-bójcami), to narzucała się łatwa odpowiedź na trudne pytanie: c o t o z n a c z y b y ć d o b r y m P o l a k i e m? Z n a c z y t o, ż e n i e j e s t s i ę z ł y m Ż y d e m!
Wykorzystując siłę poczucia krzywdy, definiowała więc Polaków jako zawsze krzywdzonych przez nie-Polaków, a więc – poza zaborcami – przede wszystkim przez Żydów, charakteryzujących się na dodatek „odwieczną tendencją do rozkładu życia publicznego”
Dla wielkiej żydowskiej burżuazji powstanie państwa polskiego było raczej kłopotem, do którego się przystosowywała, niż błogosławieństwem. Do nowo powstającej państwowości mogła więc czasem odczuwać sympatię, czasem zaś – nie. Jest to zupełnie zrozumiałe. Kupiec jeszcze niedawno handlujący w którymś z imperiów – od Łodzi do Kamczatki w rosyjskim, od Lwowa do Triestu w austriackim, czuł się nieco ograniczony, gdy nagle za, dajmy na to, Brześciem i Myślenicami wyrosły mu bariery celne.
Pozycja diaspory przez wieki polegała na tym, by korzystać z opieki „księcia”, politycznego suwerena, ale nigdy nie dążyć do zajęcia jego miejsca.
Drobno – i bardzo drobnomieszczaństwo maleńkich żydowskich wspólnot żyło w ahistorycznym świecie, w którym problemy polityczne w ogóle nie były formułowane ani nazywane, a podstawową historią, autentycznie przeżywaną, były dzieje narodu Izraela sprzed trzech tysięcy lat: wyjście z Egiptu, nadanie Tory, Dzień Sądu… i oczekiwanie na Mesjasza.
… tożsamość polska pozostawała zakorzeniona w agrarnej, włościań-sko-folwarcznej poetyce. Co ciekawe, jak pisze Miłosz, niechęć była tu połączona z „odczuciem ich [Żydów] intelektualnej żywotności i wynalazczości w życiu codziennym i w kulturze, co znalazło wyraz w powiedzeniu «z nimi trudno, bez nich nudno»”
„Podtrzymywana od wieków przez kler opinia o Żydach jako zabójcach Chrystusa łączyła się z zabobonnym lękiem przed tajemniczymi żydowskimi machinacjami w handlu”89 – pisze Miłosz.
Nic więc dziwnego, że dla tych spośród Żydów, którzy swój brak suwerenności politycznej, brak politycznej podmiotowości w nowo powstałych państwach Europy Środkowej i Wschodniej traktowali jako głęboko niesprawiedliwy, komunizm był odpowiedzią. W stworzonej przez Marksa utopii mieli takie samo prawo do dumy i władzy jak wszyscy uciśnieni.
Dla komunizujących Żydów obalenie polskiego panowania oznaczało obalenie hierarchii, w której czuli się dyskryminowani i pozbawieni podmiotowych praw politycznych, co więcej, w którym dominująca wyobraźnia czyniła z nich obiekt pogardy. Tak pisze o tym Paweł Śpiewak: Polska klęska nie była dla nich stratą, ponieważ otworzyły się nowe, dotychczas niedostępne polityczne perspektywy. Przestali być nawet liczącym się, ale gettem – teraz mogli działać i występować publicznie. Poza pracą młodzież żydowska otrzymała możliwość kształcenia. Przed wojną wszak obowiązywał na uniwersytetach numerus clau-sus, np. we Lwowie liczba żydowskich studentów wzrosła do 42 proc., a na niektórych wydziałach, jak np. na wydziale filologii zachodnich, do 70 proc.107 Mając w świadomości zagrożenie niemieckie, o wchodzących Rosjanach Calek Perechodnik mógł zapisać takie zdanie: „Aczkolwiek całe życie byłem przeciwnikiem komunistów, prosiłem Boga, żeby bolszewicy zajęli obszar Wisły. Byłem gotów stracić kino, interes, ojca willę, byleby tylko żyć jak wolny człowiek, bez żadnych ograniczeń rasowych”108. Internacjonalistyczna obietnica oznaczała uczestniczenie w „powszechnym politycznym organizmie”, które – zgodnie ze słowami Rousseau – „nie może jednak być niesprawiedliwe ani też nie może stwarzać możliwości nadużyć; niemożliwe jest bowiem, aby organizm chciał sam sobie szkodzić, dopóki jako całość zmierza tylko do dobra wszystkich”109. Udział w nowo powstającym organizmie stawał się narzędziem upodmiotowienia. Niektórzy upodmiotowienie to rozumieli jako zemstę na Polakach lub po prostu walkę ze wszystkimi, którzy nowego organizmu nie akceptowali, „ponieważ będąc zobowiązaniem absolutnym, bezwarunkowym, bez zastrzeżeń”110, obietnica rewolucyjna zobowiązywała do bezkompromisowości. Ta obietnica była na tyle ważna, że pozwalała długo zamykać oczy na faktyczne „niedogodności” dokonującej się rewolucji. By to zrozumieć, trzeba wiedzieć, że obietnica, nie będąc niczym innym niż obiektem pragnienia, może być dla człowieka czymś o wiele bardziej realnym od rzeczywistości. Rzeczywistość bez obietnicy zaś, bez owego „utopijnego” obiektu pragnienia, staje się upiornym miejscem wygnania. To jest źródło ogromnej i zupełnie rzeczywistej siły utopijnych ruchów rewolucyjnych. Dla Żydów „niedogodności” na terenach zdobytych w 1939 roku przez sowiecką Rosję były jednak coraz poważniejsze. Wielu komunistów żydowskiego pochodzenia stało się fanatycznymi wykonawcami stalinowskiego
porządku”
Dostrzeżenie i uznanie faktu przejmowania własności żydowskiej przez ludność polską jest uderzające na takiej zasadzie, na jakiej uderza oczywistość logiczna. Jeżeli przed 1939 rokiem w Polsce żyły trzy miliony ludzi mających jakąś własność, nieruchomości, warsztaty, place i inne dobra, to po ich wymordowaniu własność ta nie znikła, lecz musiała znaleźć nowych właścicieli. To, czego nie udało się wywieźć Niemcom – a więc przede wszystkim nieruchomości – wcześniej czy później przejęli Polacy125. Nawet gdyby nie było badań historyków opisujących ten proces, nie można by mu zaprzeczyć. Można tylko o nim nie pamiętać.
Wojna zdemoralizowała ludzi, którzy przez całe życie byli uczciwymi i porządnymi, a teraz bez skrupułów przywłaszczali sobie mienie Żydów, nie chcąc się w większości wypadków dzielić, chociażby częścią tych rzeczy. Żydów uważa się za „nieboszczyków na urlopie”, którzy prędzej czy później zginą.
Jakby więc to przykro nie brzmiało, w całej centralnej i wschodniej Polsce wymordowanie mieszczaństwa żydowskiego otworzyło drogę dla formowania się nowej klasy średniej, polskiej w sensie etnicznym.
Trudno bowiem powiedzieć sobie: „mój dziadek był chłopem, przed wojną pracował na cudzym, skończył cztery klasy. Znał pewnego Żyda, który miał dom i mały sklep na skraju pobliskiego miasteczka. W czterdziestym roku zaczął temu Żydowi w sklepie pomagać, potem już tylko dziadek tam sprzedawał, a potem Żyda i jego rodzinę Niemcy gdzieś wywieźli. Brat tego Żyda ukrywał się w lesie i czasem brał od dziadka jedzenie, ale dziadek powiedział o tym przy wódce granatowemu policjantowi i ten tego drugiego Żyda zastrzelił. Potem dziadek w tym sklepie handlował, poznał babcię, która mu pomagała w handlu, i urodził się mój ojciec. Potem przyszli Ruscy i dziadek był już tylko kierownikiem sklepu. Ale ojca posłał na studia”. Nie, tego powiedzieć się nie da. Chociaż to i tak łagodna historia, nie ma tu palenia w stodołach, gwałcenia dziewczynek, wygrzebywania złota z odbytnic.
Trzeba więc to wypowiedzieć: dla bardzo wielu ludzi wejście w „przygodę” z nowoczesnością odbyło się po żydowskim trupie. To zresztą nadaje nowoczesności w Polsce siną, niezbyt zachęcającą barwę. Sądzę jednak, że obowiązkiem dorosłych Polaków wobec samych siebie jest zadanie sobie pytania: co moi rodzice, co moi dziadowie wtedy robili?
Zdolność do zaufania. Skomplikowane umowy pozwalające realizować wielkie wspólne projekty – budować autostrady, ogólnokrajowe sieci informatyczne czy systemy energetyczne – s ą w i e l o p i ę t r o w y m i s y s t e m a m i z a u f a n i a i o d p o w i e d z i a l n o ś c i. Ich warunkiem jest oddanie sprawiedliwości innym przez nazwanie prawdy o sobie. Gdy zaufania brak, gdy każda ze stron uważa, że inni chcą ją oszukać, nie pomogą najbardziej szczegółowe zapisy wymyślane przez prawników.
Stalin opierać się musiał o trzeci garnitur przedwojennych komunistów polskich po tym, jak sam wymordował garnitur pierwszy i drugi …
Pole symboliczne aż do 1939 roku określające polskość ukształtowało się jako struktura uzasadniająca dominację szlachty, a potem elit urzędniczych i wojskowych – dominację, której drugą stroną było poddanie i poniżenie całej pozostałej ludności, a przede wszystkim chłopów. O trwałości tej dominacji i jej obecności w II Rzeczypospolitej Miłosz pisał: „Można nawet porównać stosunek urzędników do obywateli ze stosunkiem szlachty do chłopów pańszczyźnianych”
Drugą stroną „polskiej dumy” jest kultura pogardy, w której pragnienie rozkoszy realizowane jest przez upokarzanie i pogardzanie bliźnimi. Służyła temu ideologia sarmacka, służy temu często zwyczajna i powszechna w Polsce niechęć do „innych”, łatwość w formułowaniu pogardliwych sądów, przyjmowaniu wyższościowych postaw, „ściganiu się” na to, kto godniejszy; jak w powiedzonku La Rochefoucauld: dla dwóch Polaków największą przeszkodą są otwarte drzwi.
Recydywę tego rodzaju mentalności folwarcznej w dzisiejszej Polsce często można zaobserwować w stosunku kadry zarządzającej do pracowników w firmach i korporacjach. Poczucie, że nie mamy do czynienia ze stronami umowy dokonującymi ekwiwalentnej wymiany pracy na pieniądze, lecz raczej z „zarządcami” folwarku i podległymi im wyrobnikami, którym z niewiadomych przyczyn trzeba płacić i – na dodatek – okazywać szacunek, jest bardzo częstym doświadczeniem pracujących w warunkach polskiego kapitalizmu.
… chłop chce nie tylko śmierci pana, ale chce pozbawić go godności, zabrać mu ją, dysponować nią do woli. Nasycić swoje oczy widokiem zbydlęconego dziedzica, widzieć w jego oczach przerażenie, słyszeć jego błagania… Tu nie wystarczy szybka śmierć.
Wbrew frazesom o tym, że męka fizyczna „uduchowia”, jest ona najskuteczniejszym sposobem, by pozbawić człowieka jego ludzkiego statusu. Ten, kogo widziało się – kogo widzieli inni, podporządkowani mu ludzie – gdy wyje, ślini się i bezsilnie wije w męce, już nigdy nie będzie takim samym podmiotem, jakim był przed nią181. Na jego obraz zawsze nakładać się będzie widok wybałuszonych oczu i drżącego, bezradnego ciała. W chłopskich oczach pan nie będzie już owym potężnym, patrzącym z końskiego siodła suwerenem; będzie kimś, kogo można bić batem, tak samo jak konia.
Szczególny charakter sarmackiego imaginarium, upodabniający je raczej do mentalności latyfundystów w krajach kolonialnych niż do mentalności przednowożytnego rycerstwa średniowiecza, wiąże się też z wyeksponowanym przez Jana Sowę uzależnieniem gospodarki folwarcznej od tworzącego się w Europie Zachodniej kapitalistycznego rynku zboża.
A że polski szlachcic pochodzenie swe wywodził od senatorów rzymskich, zgodnie ze słowami Aleksandra Brucknera „przez antyk upewnił się o konieczności niewolnictwa, skoro niewolnikiem stał cały antyk, więc i wolny chłop chrześcijański spodlił się jemu na takiegoż niewolnika”
… wyobrażenie jedynego możliwego porządku, hierarchicznej struktury społeczeństwa, można odnaleźć w najsurowszej formie w cytowanej przez Józefa Chałasińskiego opinii: „Pan musi być, będziesz pokorny, zarobisz i łaski zaznasz. Podobnie i wojsku. Co byłoby bez pana, cham by ci rozkazywał, a sameś chamem i nic mądrego by nie było. Bóg już tak stworzył i tak musi być. To przedwieczny porządek stały. Nie wolno go psuć. Naród za pańszczyzny był lepszy, posłuszniejszy”
Międzywojnie od pańszczyzny dzielił raptem okres jednego życia ludzkiego. Świętowano ostatnich powstańców styczniowych, może winno się świętować ostatnich żyjących, którzy – zrodzeni w pańszczyźnie – dożywali swych dni jako wolni. Ale dominacja szlacheckiego imaginarium nie czyniła takich obchodów ważnymi.
Złamanie wielowiekowej, głęboko zakorzenionej dominacji elit szlacheckiego pochodzenia, które dokonało się w Polsce lat 40., jest obok Zagłady najbardziej przełomowym momentem polskiej rewolucji.
Co więcej, choć jest wiele czysto wspomnieniowych zapisów ziemian i historycznych opracowań ich pamiętników, to jednak subiektywny obraz tych dramatycznych wydarzeń, literackie przetworzenie osobistych losów, pojawia się nader rzadko. Jakby coś powstrzymywało dawną szlachtę od rozwijania wspomnień o tych przeżyciach. Niewiele też jest, w gruncie rzeczy, chłopskich relacji dotyczących przebiegu parcelacji i – towarzyszącego jej – wypędzania panów ze dworów. A przecież dokonywało się ono w całej Polsce, w dziesiątkach tysięcy rodowych siedzib. Co z tego zostało w zbiorowej pamięci? Prawie nic?
Pan pozostaje bowiem panem, dopóki utwierdza go w tym spojrzenie poddanego.
W okresie niemieckiej okupacji polscy chłopi dopuszczali się skrajnych okrucieństw wobec Żydów208. Gwałty, tortury, mordy poprzedzone poniżaniem; niczego Żydom nie oszczędzono i był to proceder dość powszechny. Przemoc dotyczyła zresztą również podobnych sobie, istniały wsie bandyckie, które łupiły inne wsie. Wreszcie w czasie wypędzania Niemców dopuszczano się rzeczy strasznych, zaś gdy za Niemców uznano Mazurów, sąsiadująca z nimi przez dawną granicę ludność z kurpiowszczyzny również potrafiła gwałcić, rabować i zabijać. Dlaczego więc we wspomnieniach dotyczących parcelacji niczego takiego nie spotykamy?
Przede wszystkim przemoc miała rzeczywiście ogromną skalę; na przykład „na Lubelszczyźnie istniały całe wsie «bandyckie», jak określała je okoliczna ludność, w których wielu mężczyzn trudniło się rozbojem”212. Skala zjawiska uzasadnia użycie określenia „wojna”. Kto z kim ową wojnę prowadził? Wiejscy mężczyźni, powiązani ze sobą więzami rodzinnymi, zdecydowani, bezwzględni, uzbrojeni – czasem tylko w siekierę czy drewnianą pałkę213, później, w następstwie akcji „Burza” i przejścia frontu, w zdobyczną broń. Zaś „ofiarami bandytów padali przeważnie zamożniejsi gospodarze, w miasteczkach sklepikarze, handlarze – każdy, kto miał tylko pieniądze”214.
… gdy Niemcy wymordowali Żydów, a komuniści unicestwili ziemian, gdy znikły więc dwa potencjalne obiekty „rewolucyjnych” uczuć przedwojennych chłopów, reakcją na nędzę i przemoc stała się wojna „wszystkich ze wszystkimi”…
W okresie wojny część społeczności wiejskich – często najbardziej przedsiębiorcza i najbardziej bezwzględna – wzbogaciła się. Możemy mówić o dwóch głównych tego źródłach. Po pierwsze, przez zawłaszczenie tego, co pozostało po Żydach; po drugie, przez drenaż ludności miejskiej, zdanej na nielegalny handel żywnością. Zjawiska przepływu majątku miały już wtedy charakter masowy. Następnym etapem był bandytyzm, handel i szaber przełomu 1944-1946, gdy kolejne grupy przejmowały różne dobra należące do innych grup.