Andrzej Kakiet „Tory donikąd”:
Na sen.
Cytaty:
Katarzyna Wardas lubiła mężczyzn ciemnowłosych i wysokich. Zresztą nie gardziła także niskimi i łysymi, a za blondynami przepadała. Pewną rolę grała też ruda barwa przy obojętnym wzroście… Dzięki tej elastyczności gustów nie narzekała nigdy na samotność czy brak szczęścia.
Jak siedzisz i czekasz na księcia z bajki, to zwykle pojawia się, nie wiadomo kiedy, sześćdziesiąt lat i kółko różańcowe, które sama zakładasz w domu starców…
Był zwyczajny jak transparent.
— Kto zabija, poruczniku Jastrzębski!! — Na razie nie wiemy… — odparł niepewnie zagadnięty. — A kiedy będziecie, do nagłej kurwy, wiedzieć!?
I tak dobrze, że nie była z tych szczupłych kobiet, o mysich rysach i zwykle w okularach, które zaczynają rozmowę od pytania, co sądzisz o „Albo-albo” Kierkegaarda i od ręki masz u nich do tyłu, jeśli nie znasz przynajmniej obszernych fragmentów „Skowytu” Ginsberga na pamięć. Na pierwszy rzut oka trudną je wziąć za normalne kobiety, ale w łóżku okazują się tak zaborcze, że uciekasz od nich w środku nocy, wciągając spodnie…
Podeszła do okna i odsunęła je całkowicie, wychylając się mocno w ciemność. Chodziło jej chyba głównie o to, żeby mi zaprezentować swoje nogi, bo sukienkę miała dość krótką, a zimno było jak diabli… Nogi miała faktycznie niecodzienne. Ściśle biorąc, do tej pory spotkałem jedynie pięć takich. Oprócz niej miał podobne fortepian „Steinway and Sons” kupiony przez kopalnię węgla kamiennego „Czarne Zagłębie” w ramach upowszechniania kultury załogi.
Zdusiła resztkę tego swojego nieprawdopodobnego papierosa w pordzewiałej popielniczce. Co to za marka, do cholery!? Dymiły lepiej od Huty Warszawa, a to coś znaczy…
Fakt, jak się ma prawdziwy zgryz, to gorzała nic nie daje poza jeszcze większym zwinięciem nerwów w sprężynę… Można wpaść w prawdziwy lejek… Ale to się wie dopiero po niejednej próbie lotu na dopalaczu napędzanym etyliną… Normalnie jest to najprostsze wyjście i naprawdę trzeba wielu dni takich ucieczek, żeby to pojąć.
To przecież Polska, a nie Stany Zjednoczone! Prasa może wam skoczyć! Nie rób ze mnie idioty! — Jakbyś nie wiedział czemu!? A ty lubisz, jak ci publicznie przypominają, że nie dajesz rady? — No tak, przyzwyczajeni to wy do tego nie jesteście… O was nie inaczej tylko dobrze!
Gdzie to w ogóle jest!? — Chyba w Olsztyńskiem. Taki PGR. Dam ci zaraz bliższe szczegóły… — zaczął grzebać nerwowo w papierach na biurku. — PGR!? — zdębiałem. — A co tam może być cienkiego!? Świnie im schudły!? Przecież to nie nowina!
Znowu jeżdżąc po naszym pięknym kraju, kolebałem się jedynie razem z PKP, czyli firmą „Poczekaj, Kiedyś Przyjedzie”, i nic ponadto…
— Coooo!? — skalę zaskoczenia w głosie kolejarza można było porównać z głębią ż alu człowieka, któremu właśnie, o trzeciej nad ranem, zbiła się butelka gorzały, po którą jechał przez pół miasta do jedynej znanej sobie meliny i dotarł z nią akurat z powrotem do chałupy, gdzie czekało dwóch tak samo spragnionych jak on piżmowców…