Nareszcie coś dla mnie.
Ironicznie o tym, jak działa FBI. Biurokracja, głupota i tandeta. Tandeta lat 70. Ogląda się z prawdziwą przyjemnością.
Typy przerysowane, ale aktorzy przynajmniej się tego trzymają.
Historia opowiedziana w pierwszej osobie. Syn szklarza (Christian Bale) – zaczynał od wybijania szyb, aby ojciec dostawał zamówienia.
Ona – tancerka go-go z determinacją, by do czegoś dojść.
Oszusta i jego dziewczynę, którzy naciągają zdesperowanych zgarnia FBI. A że są dobrzy, stawia warunek – pomogą zgarnąć innych i są wolni. Rzeczywiście – oboje okazują się artystami oszustwa.
Ale ona, Judith (Amy Adams, mówiłem o niej wiele w TV, gdy dostała Złoty Glob), ma dość szemranego pomagiera. Woli przystojnego agenta CIA (Bradley Cooper). A ten montuje piętrową kombinację, by utopić stanowego polityka wrabiając go w łapówki od rzekomego miliardowego szejka. Szejka gra Arab, który na co dzień układa siding. A później Meksykanin, który po arabsku rozumie tylko „salem alejkum”.
Z tym, że afera rozkręca się tak, iż nikt już nad nią nie panuje. Z wyjątkiem – okazuje się – tych drobnych oszustów. Włącza się mafia (oczywiście Robert DeNiro). I tak bez końca.