Jakoś nic nie chce się zadziać. Dni nie do odróżnienia. Rano studenci, oglądamy kawałki starego kina w ramach studiowania historii filmu. Jeszcze raz Harold Lloyd wspina się (niechcący) na 12. piętro wieżowca, śmiertelnie przestraszony. A nierozgarnięty murzyn z obsługi gapi się na niego z góry z tekstem: „What are you doing down there?”
Zaraz potem las, który od wczoraj nie zmienił się nic a nic. Takoż jezioro Jarosławieckie.:
Ale dla niektórych te uroki przyrody marcowej jakieś blade. Stwierdzam więc spontaniczne próby upiększenia krajobrazu.:
Mauzoleum Bierbaumów w lesie pod Szreniawą mijam po raz nie wiadomo który. Teraz zamknięte. Jak latem było otwarte, to się na górę włazić nie chciało. Zresztą, co tam z góry widać – płasko i las.:
Koniec odsłuchiwania powieści W. Gombrowicza „Opętani”.:
Wyszła w formie CD niedawno, ale ja słuchałem wersji czytanej dla ociemniałych przez Zbigniewa Zapasiewicza w roku 1993. Czyta z wyczuciem, bardzo ułatwia odbiór. Choć przecież rzecz trudna nie jest. To wagonowe czytadło pisane w odcinkach dla kilku gazet równolegle, dla zarobku, pod pseudonimem. Ostatni odcinek ukazał się we wrześniu 1939 roku.
Czego tu nie ma!? Stary zamek, klątwa rodowa, obłąkany książę, panna z dobrego domu, która schodzi na złą drogę, bardzo wówczas modny i snobistyczny światek tenisowy, media i spirytyzm, romanse (krzyżowe), milioner z Ameryki, klub warszawskich „dziewcząt do towarzystwa” dla zamożnych starszych panów, morderstwo starego milionera, sfery urzędnicze na „wilegiaturze”, zerwane zaręczyny, elementy opętania przez złego ducha, popadanie w szaleństwo, szaleńcza jazda samochodem, warszawskie lokale, hotel Bristol, elegancki Konstancin itd.
Z rzeczy, które ujawnią się u późniejszego Gombrowicza: fascynacja inteligenta chłopem (parobkiem), nabieranie „formy” („gęby”) przynależnej do danego towarzystwa, zmaganie się w człowieku natury z kulturą.
Ale wisty w akcji co parę minut. Że to wszystko podróba gazetowca wcale nie szkodzi, zwłaszcza gdy się słucha na spacerze. Trochę szkoda, że to dosyć starannie obrobione od strony stylistycznej. Bo jak się słucha Antoniego Wotowskiego (ta sama epoka, ten sam gatunek), to najwięcej uciechy jest z tej nieporadności językowej. A dwie kolejne powieści czekają na jakiś dłuższy wyjazd.
W debacie prezydenckiej kandydaci licytują się, który jest bardziej katolicki. Argumentem ma być m. in. ilość spotkań z papieżem. Dorota wskazuje na fakt, że my oboje byliśmy w tak wielu kościołach, że przeciętny słuchacz Radia M. po prostu przy nas wysiada.
W Fakcie kolejny niezwykle pilny materiał: „Co penis mówi o mężczyźnie?” Już za samo sformułowanie „penis mówi” należy się Grand Press.