Archiwum miesiąca: wrzesień 2021

Zlatá Praha

Praga. Oglądamy ją z okien Muzeum Sztuki Współczesnej. Wśród tysięcy płócien spotykam to, które znam doskonale. Przed kilku laty jego reprodukcję kupiłem w antykwariacie w jakimś czeskim miasteczku. I do dziś stoi na moim biurku. Jego autor – Antonín Slavíček – w roku, w którym namalował ten piękny obraz (1904), „strzelił samobója” (zmarł 1 lutego 1910 roku – dop. red.).:

Václavské náměstí . Dorota u Marksa & Spencera, a ja przeczekuję ten haniebny czas nad kawą.:

Wieczorem – Kłodzko. Kościół jezuitów. Ten barok w kościołach Kotliny Kłodzkiej robi jednak wrażenie.:

Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát

Czechy. Praga. Nasz ulubiony hotel w dzielnicy Roztyly. Od pewnego czasu dają nam tu najlepsze pokoje. Doceniamy, dziękujemy. Przy hotelu fonntanna z Behemotem oraz piwiarnia, w której ostatnio bawiliśmy z początkiem sierpnia. Piwo to samo.:

Węgry. Wioska, jedna z dziesiątków, przez które przejeżdżamy. Czas dożynek, więc dekoracje jak u nas. Ale też taka sama jesienna jarzębina, podobny kościółek i dumny orzeł na cokole. To nie przypadek, że Unia właśnie naszych dwóch bratnich krajów tak mocno nienawidzi…:

Czytaj dalej Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát

Up and down

Słowenia. Lublana. Powtarza się schemat z Gubałówki. Tramwajem w górę, over view, tramwajem z powrotem.:

I znowu boska Chorwacja. Wyspa Krk, na niej miasteczko Krk. Na kolację Dorota zamawia jakieś wodne robactwo, a ja – normalnie – spaghetti diavolo. I co dostaję?! Jakiegoś raka w kluskach. Co on, biedny, zawinił?!:

Odsłuchane w samochodzie. Po raz drugi po kilku latach – Agata i „Przyjdź i zgiń”. Leszek Teleszyński dla niewidomych, prawie 8 godzin. Bardzo przyjemnych.: